Miał 41 lat. Od czterech lat był dyrektorem Domu Rekolekcyjnego i Gospodarstwa Rolnego Archidiecezji Katowickiej w Kokoszycach. Urlopy spędzał często za kierownicą wielkich ciężarówek, po drodze odprawiając Msze św. dla kierowców. Zostanie pochowany w rodzinnych Szczejkowicach.
Ceremonie pogrzebowe:
* we wtorek wielkanocny, 11 kwietnia 2023 roku w Parafii Niepokalanego Serca Maryi w Wodzisławiu Śl.-Kokoszycach
- o godz. 15.30 – modlitwa różańcowa
- o godz. 16.00 – eksportacja
* w środę wielkanocną, 12 kwietnia 2023 roku w Parafii Matki Bożej Pośredniczki Wszelkich Łask w Szczejkowicach
- o godz. 14.30 – modlitwa różańcowa
- o godz. 15.00 – Msza święta pogrzebowa
Ksiądz Mateusz Tomanek zmarł wczesnym rankiem w środę 5 kwietnia w szpitalu w Zawierciu, w otoczeniu najbliższych – swoich sióstr i szwagra.
Chorował już przed trzema laty. Wrócił wtedy do pracy po pół roku leczenia. – Tydzień przed śmiercią mówił, że Pan Bóg dał mu 3 lata życia – relacjonuje ks. Piotr Piekło, jego kolega rocznikowy, który odwiedzał go w szpitalu.
Ostatnio ks. Mateusz doświadczył nawrotu choroby.
Jestem kierowcą, jestem księdzem
Koledzy rocznikowi wspominają go jako człowieka wyjątkowo pracowitego. – Cały czas coś robił, nie marnował czasu. Jak w seminarium miał odpocząć, to szedł się pomodlić. Komentował: „Nie można tak siedzieć bezczynnie” – mówi ks. Piotr Piekło.
Był dyrektorem Domu Rekolekcyjnego i Gospodarstwa Rolnego Archidiecezji Katowickiej w Kokoszycach. Nadawał się do tej pracy jak mało kto. – Był człowiekiem pracy, także pracy fizycznej. Kochał świat, kochał ziemię, kochał przyrodę – mówi ks. Piekło.
Miał swoje pasje. Jedną z nich było kierowanie potężnymi ciężarówkami. Ks. Piotr Piekło wspomina, jak kiedyś w Wielką Sobotę zamykał kościół na Nowinach w Rybniku. – Nagle podchodzi facet i mówi: „Najmocniej przepraszam, czy ksiądz może mnie jeszcze wyspowiadać? Jestem zawodowym kierowcą i dopiero zjechałem na bazę”. Ja na to: „Nie ma najmniejszego problemu! Ja lubię zawodowych kierowców. Mam kolegę rocznikowego, ks. Mateusza Tomanka, którego pasją życia jest jeżdżenie tirami. On tak spędza urlop, że wsiada w tira i jedzie”. Facet odpowiedział: „Księże, to jest niesamowite: ja znam księdza Mateusza! Jestem kiedyś we Włoszech, robimy pauzę na parkingu, jest niedziela. Myślę sobie: »Kaj tu na Msza iść?«. Pytam na radyjku kierowców z Polski, czy wiedzą, gdzie tu jest kościół. I nagle odzywa się człowiek, który mówi: »Na tym parkingu będzie Msza święta za pół godziny. Jestem kierowcą, jestem księdzem«”. To był ksiądz Mateusz, który na swoim urlopie odprawiał Mszę świętą na jakimś parkingu i kierowcy mogli w niej uczestniczyć – mówi ks. Piekło.
Obrońca z boiska
Ks. Waldemar Maciejewski, również kolega rocznikowy, zwraca uwagę na jego charakter i nieustępliwość, co widać było także na… boisku. Dużo grał w piłkę w seminarium i później, kiedy był już księdzem. – Był bardzo dobrym obrońcą. Zawsze grał w piłkę do końca, choćby gryźć trawę – wspomina. – W pamięć zapadło mi też, że w seminarium był krzewicielem Bożego Miłosierdzia. Zawsze o 15.00 szedł na Koronkę, to nabożeństwo było dla niego bardzo ważne. I był człowiekiem bardzo pracowitym – wylicza.
Po zeszłorocznym ataku Rosji na Ukrainę zaangażował się w pomoc uchodźcom wojennym. 15 Ukraińców zamieszkało na terenie ośrodka w Kokoszycach. Jeździł z Wodzisławia do Katowic, żeby odebrać z dworca kobiety i dzieci. Starsza pani Ludmiła, dla której znalazł miejsce, jechała pociągami przez blisko 4 doby. Zanim uciekła z Charkowa, widziała na własne oczy, jak bomba uderza w blok, wylatują wszystkie szyby i urywają się balkony.
Mikita pada i zasypia
Także dzieci widziały straszne rzeczy w bombardowanym Charkowie; przeżyły wielki stres w czasie ucieczki, w potwornym ścisku w pociągach. Rok temu ks. Mateusz opowiadał „Gościowi Katowickiemu” o tym, w jakim stanie docierali niektórzy z tych uchodźców. Jedna z dziewczynek z początku nic nie mówiła; na szczęście później wszystko wróciło do normy. Do Kokoszyc trafił też wraz ze swoją mamą 3,5-letni Mikita z Zaporoża. „Podszedł do posłania, dotknął kołdry i tak jak stał, w kurtce, w czapce, w butach, padł na łóżko i zasnął” – mówił nam wtedy ks. Mateusz łamiącym się ze wzruszenia głosem.
Ks. Piotr Piekło uważa, że troska o siebie była u ks. Tomanka zawsze na końcu, bo priorytetem były dla niego posługa sakramentalna i drugi człowiek. – W końcu czerwca planujemy rocznikowe rekolekcje wyjazdowe. Z okazji 15. rocznicy święceń chcemy pobyć razem. Bardzo się z tego ucieszył, mówił, że bardzo chciałby jechać. Potem jednak zadzwonił i powiedział: „Piotr, ja pomagam na parafii w Nieboczowach. Nie mogę tych ludzi tak zostawić”. Prosiłem, żeby jeszcze się zastanowił i pomyślał też o swoim dobru – mówi.
Ks. Mateusz Tomanek pochodził ze Szczejkowic w gminie Czerwionka-Leszczyny. Urodził się 18 marca 1982 roku. Święcenia kapłańskie przyjął 10 maja 2008 roku.
Posługiwał w parafiach Matki Boskiej Bolesnej w Mysłowicach-Brzęczkowicach, Wniebowzięcia NMP w Wodzisławiu Śląskim, Św. Józefa w Rudzie Śląskiej. Od 2019 r. był dyrektorem Domu Rekolekcyjnego i Gospodarstwa Rolnego Archidiecezji Katowickiej w Wodzisławiu Śl.-Kokoszycach. Pomagał też w parafii św. Józefa w Nieboczowach.