– Chcę pomóc najlepiej, jak umiem – deklaruje Kateryna, która z Ukrainy na Śląsk przyjechała z córkami.
Jest z wykształcenia psychologiem, swoje wsparcie oferuje w Centrum Pomocy Migrantom i Uchodźcom Caritas Archidiecezji Katowickiej. Mówi, że pobyt i praca w Polsce budzą w niej ambiwalentne uczucia. – Cieszę się, że moje dzieci są bezpieczne, uczą się, a ja nie tracę kontaktu z zawodem. Ale jednocześnie rodzina została w Ukrainie: mąż, mama i brat. Bardzo za nimi tęsknimy. Dzwonimy codziennie przez internet – opowiada. W jej oczach błyszczą łzy.
Sabina jedną z pierwszych rozmów z uchodźczynią zapamięta na długo. – Siedziała cichutko, z boku. Podałam jej coś do picia. Ona wyciągnęła telefon i zaczęła przeglądać zdjęcia. Pokazała mi dziecko stojące przy choince. Wnętrze domu było jak z żurnala. „To moje dziecko, moja choinka i mój dom. To jest zdjęcie ze świąt. Dzisiaj nie mam ani dziecka, ani domu, ani choinki. Wyszłam tylko na chwilę. Gdy wróciłam, niczego już nie było” – powiedziała. Nie mogłam się uspokoić po tych słowach, tak wielkie wywarły na mnie wrażenie. Obie płakałyśmy. Już zawsze będę pamiętać o tym, jak łatwo możemy stracić wszystko – wspomina.
Dla Tomasza taką chwilą była wizyta rodziny z pięciorgiem dzieci, która cały swój dobytek zmieściła w szkolnym plecaku. Do punktu pomocy dotarli zupełnie przemoczeni. – Uderzyło mnie, jak bardzo potrzebują pomocy, mieli tylko taki malutki bagaż – wspomina.
PESEL i jedzenie
Po niemal roku od rozpoczęcia agresji Rosji na Ukrainę w Katowicach wciąż działają ośrodki pomocy migrantom prowadzone przez Caritas Archidiecezji Katowickiej. – Obecnie bardzo mało osób przyjeżdża dlatego, że rzeczywiście musi uciec przed wojną. Większość po prostu szuka lepszego miejsca do życia. Znaczna część migrantów przyjeżdżających na Śląsk ma jakiś kontakt z kimś, kto już tu jest – mówi Tomasz Wójcik, koordynator punktów recepcyjnych Caritas Archidiecezji Katowickiej. – Cały czas działa nasz punkt doradczo-informacyjny na dworcu i to jest miejsce pierwszego kontaktu, do którego trafiają migranci. Dostają informację, co trzeba załatwić w pierwszej kolejności, żeby móc legalnie przebywać w naszym kraju. Pomagamy w załatwieniu numeru PESEL czy tłumaczeniu dokumentów. Z tego miejsca, jeżeli jest taka potrzeba, są kierowani do punktu recepcyjnego w Wyższym Śląskim Seminarium Duchownym. Tutaj dostają jedzenie, możemy przydzielić im miejsce do spania albo po prostu udostępnić przestrzeń do umycia i przebrania się. W seminaryjnym punkcie pytamy, czego potrzebują dalej, jakiej pomocy, i kierujemy ich albo do odpowiednich urzędów, albo do Centrum Pomocy – tłumaczy T. Wójcik.
Hulajnoga i psycholog
W punkcie recepcyjnym uchodźcy zatrzymują się na krótki czas – do momentu znalezienia schronienia czy ruszenia w dalszą drogę. A kiedy najpilniejsze potrzeby są już zaspokojone, uchodźcy mogą skierować swoje kroki do Centrum Pomocy Migrantom i Uchodźcom Caritas Archidiecezji Katowickiej. – Ci, którzy chcą zostać na terenie naszej archidiecezji, mogą być objęci naszą pomocą. W tym celu wypełniają dokumenty rejestracyjne i ankietę potrzeb, która jest dla nas najważniejsza. To tam mogą dokładnie wypisać, czego im brakuje. W następnym etapie nasi pracownicy integracyjni w czasie rozmowy weryfikują je. Rolą pracowników integracyjnych jest pokazać, że w naszej przestrzeni już nic złego ich nie spotka i mogą liczyć na takie wsparcie, jakiego naprawdę potrzebują – tłumaczy Sabina Haczek, koordynator Centrum Pomocy Migrantom i Uchodźcom Caritas Archidiecezji Katowickiej. Na uchodźców czekają zajęcia integracyjne, ruchowe, językowe, pomoc psychologiczna, pośrednictwo pracy, agent nieruchomości.
Przez rok, który upłynął od początku wojny, zmieniły się potrzeby migrantów z Ukrainy. Kiedyś chodziło o znalezienie dachu nad głową i zapewnienie jedzenia. – Teraz jest ogromna potrzeba bycia razem, integracji. Organizujemy coraz więcej spotkań, które temu służą. Z jednej strony nasi beneficjenci chcą poznawać Polaków i lepiej czuć się, odnajdować się w naszej społeczności, ale z drugiej strony mocno akcentują potrzebę bliskości z osobami pochodzącymi z Ukrainy – mówi Sabina Haczek. Jak mówią zarówno Tomasz Wójcik, jak i Sabina Haczek, pomoc w integracji jest bardzo ważna, tym bardziej że wielu Ukraińców mówi wprost: nie mamy do czego wracać, zostaniemy w Polsce.
W obu miejscach pomocy migrantom pracują uchodźcy, którzy wcześniej przyjechali na Śląsk. – Ta świadomość, że beneficjentowi pomaga ktoś, kto przeżył to samo, ułatwia nawiązanie rozmowy. Oni widzą, mają dowód na to, że jest nadzieja.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się