Reklama

    Nowy numer 11/2023 Archiwum

Nie prosi się o zwycięstwo

Niewielka grupa osób wspólnie odmawia: „Ojcze nasz…” W sumie nic niezwykłego. Tyle że na sobie mają sportowe ubrania, zaraz założą rękawice bokserskie i zaczną trening.

Nie ma taryfy ulgowej, kiedy trener Wojtek przedstawi plan ćwiczeń. Na rozgrzewkę koszykówka, ale taka bez litości. Potem powtórka kolejnych ruchów bokserskich i sparingi pomiędzy uczestnikami. Na koniec bieg z przeszkodami, czyli biegiem bokserskim z hantlami, przewrotami w przód i pompkami. Dają z siebie wszystko. A kiedy skończą, kilka słów kieruje do nich ks. Piotr Sontag. – Pamiętajcie, że niezależnie od tego, co przeżywacie, Pan Bóg jest większy od tego – zwraca się do uczestników czwartkowego treningu. A na koniec spotkania błogosławi im.

Zdrowo świrnięte

– Księdza Piotra poznałam na pielgrzymce. „Zwerbował” mnie na oazę, a potem okazało się, że prowadzi treningi. Wciągnęłam się, bo lubię sport. Później przekonałam Zuzę, żeby zaczęła chodzić ze mną. Obie jesteśmy zdrowo świrnięte – śmieje się Patrycja. – Tu możemy się wyżyć z głową. Jest trener, który pomaga, patrzy, jak wyprowadzamy ciosy, żeby nie zrobić sobie krzywdy. A dodatkowym atutem jest to, że przychodząc tutaj, zbliżamy się do Pana Boga – dodaje. – Czasem wyczekuję mocno tych spotkań, żeby się zmęczyć, zapomnieć o stresie. Kupiłam specjalnie rękawice. Trafiłam tutaj z karate – uzupełnia Zuza. – Poprawiła mi się kondycja, mogę biegać z tatą 5-kilometrowe trasy. Teraz moim celem jest 10 kilometrów.

Dziewczyny nie ukrywają, że wspólna modlitwa to dla nich dodatkowa motywacja do uczestnictwa w zajęciach. – Paradoksalnie takie połączenie wpłynęło na moją wytrwałość nie tylko tu, ale i w innych dziedzinach życia. Nie poddaję się tak łatwo, np. na studiach przy poprawianiu kolokwiów – mówi Patrycja. – Poza tym to, że modlimy się przed treningiem, przypomina nam, że nawet w tych drobnych rzeczach, rutynowych, możemy odnaleźć Boga – zauważa Zuza. 

Nowy pomysł na siebie

– Wszyscy, którzy do nas przychodzą, wiedzą, że oprócz aktywności fizycznej mogą zaczerpnąć odrobinę wiary w Pana Boga. To nie ma brzmieć górnolotnie, ale mam takie głębokie przekonanie, że uczestnicy treningów dostają od nas coś, co zakiełkuje w przyszłości. Choćby to miała być tylko jedna osoba, u której zacznie się pozytywna zmiana, to warto podejmować ten wysiłek – mówi trener Wojtek Borys. Jako dziecko trenował boks w klubie. Później były studia i kursy trenerskie. Na treningi z modlitwą trafił dzięki ks. Piotrowi, którego poznał na pielgrzymce do Częstochowy. Szukał wtedy dla siebie nowej, innej drogi, jakiegoś dobrego pomysłu. – Szybko nawiązaliśmy kontakt i pojawiła się propozycja takiej aktywności. Przed pandemią przychodziło więcej chętnych, nawet 40 osób. Teraz powoli grupa się odbudowuje – zauważa.

Artura na treningi zaprosił trener Wojtek. Przychodzi z synem Łukaszem. – Robimy to po to, żeby spędzić razem czas – przyznaje Artur. – Bóg jest wszędzie, więc dlaczego nie miałoby Go być na treningu – kwituje pytanie o połączenie sportu i modlitwy. Jakuba przekonał brat, czyli ks. Piotr. – Zamiłowanie do sportów to nasza rodzinna przypadłość – uśmiecha się. – Z moich obserwacji wynika, że w sportach walki bardzo wielu profesjonalistów deklaruje otwarcie, że są wierzący. Łatwiej znieść trud i ból, kiedy się wierzy, może to z tego wynika? Czytałem kiedyś artykuł o tym połączeniu. Miał znamienny tytuł „Jezus by nie odklepał”. W sportach walki są duszenia, wtedy trzeba odklepać, a zgadzam się z autorem, że Jezus by się udusił – dodaje. Witek na salę treningową trafił jako fan audycji „Z górnej półki” w Radiu eM. – Przekonało mnie to połączenie aspektu duchowego i fizycznego. Staram się bywać w miarę regularnie – zapewnia. 

Na jeden strzał

Tym, którego większość uczestników treningów wskazuje jako pierwszy impuls do przyjścia, jest ks. Piotr Sontag, obecnie wikary w parafii św. Szczepana w Bogucicach. – Treningi to dla mnie okazja, by nawiązać kontakt z młodzieżą, zmienić obraz księdza, jaki mają w głowach – zapewnia. Jest raczej drobnej postury, więc kiedy pokazuje młodym, co potrafi, niektórym opadają szczęki, zwłaszcza chłopakom. – Ile razy słyszałem zapewnienia: „Przyjdę na trening, ale ksiądz to dla mnie na jeden strzał”. W trakcie zajęć ten optymizm ich opuszcza – śmieje się.

W prowadzeniu zajęć wspierają go trenerzy, m.in. wspomniany Wojtek Borys i Paweł Pietrasik, który jest założycielem Family Fight Club. – Często śmiejemy się, że to jest „Boże mordobicie”, ale prawda jest taka, że chcemy przekazywać ludziom podstawy aktywności fizycznej. Tak, lubię się bić, ale zależy mi też na tym, żeby odbywało się to z szacunkiem do przeciwnika, z osobą, która chce tej konfrontacji, z zachowaniem zasad. Stwarzamy niszę dla tych, którzy podzielają naszą pasję, ale nie są profesjonalistami. Nie rzucamy nikogo na głęboką wodę, wspólnie ustalamy, kto na ile czuje się na siłach. Czasem słyszę, jak przed sparingiem zawodnicy mówią: „dziś mnie nie bij w brzuch, bo coś mi dokucza”. W tradycyjnych sekcjach taka prośba byłaby raczej nie do pomyślenia – przekonuje trener Paweł. 

Z Bogiem będzie dobrze

Na treningi bardzo często zapraszani są profesjonaliści, np. Tomasz Gromadzki, bokser, który w 2020 roku został Zawodowym Mistrzem Polski w wadze półciężkiej Polskiej Unii Boksu. Regularnie uczestników odwiedza też Monika Serafin, zawodniczka 06 Kleofas AZS AWF Katowice. – Cieszy mnie to, że mogę pomóc im się rozwijać, pokazywać piękno tego sportu, że to nie jest tylko „bijatyka” – mówi Monika. – Moja przygoda z boksem zaczęła się już dawno temu. Początkowo z tatą ukrywaliśmy przed mamą, co trenuję. Ona nie była specjalną entuzjastką tego pomysłu. Zorientowała się po miesiącu, kiedy pojechałam na pierwsze zawody na Litwę. I tak stopniowo dojrzewała do tego, żeby zaakceptować mój wybór. Pierwsze sukcesy jej w tym pomogły – wspomina. Monika jest znana ze swojego małego rytuału. – Zawsze przed wejściem na ring klękam na schodkach, zasłaniam twarz rękawicami i się modlę. Proszę za siebie i przeciwniczkę o opiekę w czasie walki. Nigdy nie proszę o zwycięstwo, o takie rzeczy się nie prosi! Kiedy się pomodlę, czuję się pewniej. Kilka razy zdarzyło się, że przez zmiany harmonogramu nie zdążyłam się pomodlić i czułam, że czegoś mi brakuje. A tak mam pewność, że nie jestem sama – dodaje. W najbliższym czasie Monika planuje wyruszyć na wolontariat do Azerbejdżanu. Będzie prowadzić zajęcia dla dzieciaków. – Jeśli wszystko oddamy Bogu, to będzie dobrze – zapewnia.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy