Posługę akolitatu przyjęli 17 grudnia w Katowicach trzej alumni IV roku Wyższego Śląskiego Seminarium Duchownego.
To Paweł Dąbrowski z parafii Matki Bożej Różańcowej w Rudzie Śląskiej-Halembie, Szymon Kucza z parafii Matki Bożej Fatimskiej w Turzy Śląskiej i Adam Zając z parafii św. Józefa w Mysłowicach-Krasowach.
Akolitami ustanowił ich w czasie Mszy św. w seminarium w Katowicach abp Adrian Galbas. W homilii powiedział, że naszym parafiom bardzo dzisiaj potrzeba radykalnych księży. Wezwał alumnów seminarium, żeby już dzisiaj chcieli takimi być. - Seminarium nie jest domem opieki, który ma dać utrzymanie i zapewnić wszystkie życiowe potrzeby. Jest czasem i miejscem, w którym ma dojrzewać radykalne powołanie do kapłaństwa. Kapłaństwo, do którego się przygotowujecie i na drodze do którego robicie dziś ważny krok, nie jest po to, abyśmy to my byli w centrum, by to nas nieustannie oklaskiwano, do czego w świecie nikt - widząc nasze wady - nie byłby skłonny. Kapłaństwo jest manifestacją Chrystusa. To On być w centrum! - wskazał.
Nawyk adorowania
Mówił, że akolita to ten, który przyjmuje wezwanie Chrystusa i chce z Nim być. Jednym ze sposobów na to jest adoracja Najświętszego Sakramentu. Zaprosił akolitów, żeby nabierali nawyku adorowania Pana. - Kościół przeżywa dziś swoje trudne godziny, lecz jego odnowa nie nastąpi przede wszystkim poprzez dyskusje i debaty ani przez reformę struktur czy stylu duszpasterskiego, choć to wszystko jest ważne. Potrzeba jednak czegoś znacznie więcej: nawrócenia serca, i to każdego jednego, kto Kościół tworzy, począwszy od nas, biskupów, poprzez księży, osoby zakonne, aż po każdego wiernego świeckiego - podkreślił.
Arcybiskup Adrian zastrzegł, że człowiek sam z siebie się nie nawróci. - Gdyby próbował zmienić swoje życie tylko o własnych siłach, gdyby skupiał się tylko na osobistej pracy nad sobą, a nie pozwolił nad sobą pracować Bogu, szybko by się zniechęcił, popadł w zgorzknienie i odstąpił od podjętej drogi. Dlatego tak ważne jest stałe otwieranie się na obecność i działanie Pana. Dlatego tak ważna jest adoracja. Adoracja to obecność. Chrystus w konsekrowanej hostii jest obecny i my - adorując tę hostię - jesteśmy obecni. Niczym Maryja i Jan stajemy pod krzyżem Pana, czerpiąc siłę z Jego błogosławionej ofiary - powiedział.
Rozmnożenie czasu
Zauważył, że człowiek, który adoruje Pana, w tajemniczy sposób staje się silniejszy, przybywa mu wiary, nadziei i miłości. Dzięki adoracji nawet czas cudownie się rozmnaża. - Człowiek tyle ma do zrobienia, sprawa goni sprawę, termin goni termin, ale idzie na adorację. Z ludzkiego punktu widzenia to ewidentna strata, zmarnowanie czasu. Na adoracji nic nie czuje, cały czas myśli o sprawach, które ma do załatwienia, nie opuszcza go poczucie marnotrawstwa i bezsensu. Gdy jednak po modlitwie wraca do swoich niecierpiących zwłoki spraw, okazuje się, że da się je załatwić lepiej, skuteczniej, mądrzej i jeszcze zostaje czas na odpoczynek - powiedział.
Arcybiskup Galbas zwrócił uwagę, że adoracja Najświętszego Sakramentu przynosi pokój wewnętrzny. Pokój, który nie jest efektem spędzenia czasu przed grami komputerowymi czy zastosowania innych "rozweselaczy". - To pokój, który płynie z tak wielkiej głębi, że na pewno nie z nas - stwierdził.
Zachęcał też księży i kandydatów do kapłaństwa, żeby nie "robili wystawienia ludziom", ale żeby sami byli pierwsi w adorowaniu Chrystusa.
Jeśli jest taka potrzeba, akolita może rozdawać Komunię św. Może też w razie potrzeby wystawiać Najświętszy Sakrament do adoracji, nie ma jednak prawa udzielania błogosławieństwa. W razie nieobecności kapłana lub diakona może prowadzić modlitwy przy pogrzebie w domu zmarłego i na cmentarzu. W czasie liturgii pomaga kapłanowi i diakonowi.