To było w Kaplicy Sykstyńskiej. Jan Paweł II już odchodził, ale nagle zawrócił i poprosił, by zagrali jeszcze coś śląskiego. Orkiestra zaczęła, a papież wziął swoją laskę i zaczął dyrygować.
To szczęście, że panowie z orkiestry dętej PGG mają takie wspomnienia. Bo czym jest Pekin, Sydney czy Nowy Jork, gdzie dawali koncerty, w porównaniu z takim wydarzeniem. A teraz jeszcze, w czasie powrotu z Lourdes do domu, krótki występ na wysokości 12 tysięcy metrów nad ziemią. Nie można było się rozkręcić, bo wiadomo, na siedząco, z zachowaniem wszelkich procedur nie jest wygodnie, ale udało się. Pielgrzymi byli zachwyceni. Zresztą kto nie był zachwycony, wracając z Lourdes z czwartej pielgrzymki archidiecezjalnej.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.