300 lat temu do Pszowa przybył niezwykły obraz. Matka Boża subtelnie się na nim uśmiecha, ale… nie każdy ten uśmiech dostrzega. – Mówi się tu, że widzi go tylko ten, kto ma dobre serce albo łaskę uświęcającą w sercu – mówi proboszcz ks. Andrzej Pyrsz.
Odpust 11 września 2022 roku w sanktuarium w Pszowie będzie szczególny ze względu na kumulację jubileuszy. Głównym jest przybycie do tej miejscowości przed trzystu laty obrazu Matki Bożej. A było to tak. Mieszkańcy Pszowa w czerwcu 1722 r. ruszyli pieszo do Częstochowy.
Za dwa reńskie i kilka grajcarów kupili tam kopię obrazu Czarnej Madonny. To miał być prezent dla chorego proboszcza. Zadbali o „pocałunek obrazów”, czyli przyłożenie kopii do cudownego jasnogórskiego wizerunku.
Problem w tym, że w czasie powrotnego marszu strasznie lało i obraz zamókł. Pszowiki oddali go więc do naprawy malarzowi z Wodzisławia, Fryderykowi Siedleckiemu.
Ten artysta być może nie wiedział dokładnie, jak wygląda oryginalny obraz z Jasnej Góry. Przed trzystu laty raczej trudno było to sprawdzić w internecie… Siedlecki przemalował więc obraz tak, jak mu w duszy grało. Twarz Czarnej Madonny stała się jasna i pojawił się na niej uśmiech. – To, co zrobił, to jest mistrzostwo świata – uważa pszowski proboszcz ks. Andrzej Pyrsz.
Według niego uśmiech Maryi na obrazie jest niezwykle subtelny: delikatny i nienapraszający się, a przy tym świadczący o kryjącej się za nim głębi. – Są różne uśmiechy: ironiczne, zagadkowe albo przez łzy. Ten u Matki Bożej jest zupełnie inny. Nie jest narzucający się w stylu: „Ja się śmieję, więc wy też się teraz śmiejcie”. Jest bardzo czysty, subtelny właśnie. To jest uśmiech, który ośmiela. Tak, jakbyśmy mieli do czynienia z kimś, kto mówi: „Znamy się. Witam cię. Co mi chcesz powiedzieć?” – zwraca uwagę.
Goście nieraz wpatrują się w obraz Maryi, próbując zauważyć ten uśmiech. Nie zawsze od razu się to udaje. Niektórzy widzą go tylko czasami. Bywa, że ktoś w czasie żarliwej, szczerej modlitwy nagle zauważa, że Maryja zaczęła się do niego uśmiechać.
Czamu byś nie była godna
W 1723 roku wodzisławianie wzięli na ramiona odnowiony obraz i ruszyli z nim w procesji. Przekazali go pszowikom w miejscu, gdzie dzisiaj stoi kaplica w Kokoszycach przy ul. Pszowskiej 243.
– Za rok, w sobotę przed wrześniowym odpustem, planujemy urządzić inscenizację, w której odtworzymy tamtą procesję. Zakończymy ją Mszą św. ze świecami w bazylice – zapowiada ks. Pyrsz.
Obraz trafił na boczną ścianę kościoła. W parafialnych archiwaliach można znaleźć ciekawe świadectwo 40-letniej Marii Gołąb z Pszowa. Kobieta powiedziała proboszczowi, że kiedy modliła się Godzinkami o Niepokalanym Poczęciu NMP, zauważyła „Panienkę” – ubogą, wyglądającą jak na obrazie w pszowskim kościele, ale dodatkowo z czerwonymi koralami na szyi. Gołębiowa sądziła, że nie jest godna tego spotkania. „Panienka” miała jej odpowiedzieć po śląsku: „Nie frasuj się, czamu byś nie była godna, kiedyś ty godzinki do Mnie śpiewała!”. Poleciła przekazać księżom Jej życzenie, żeby obraz został przeniesiony do głównego ołtarza. Obiecała, że będzie mieszkać z pszowikami i będą do niej pielgrzymować ludzie, „a koronki odprawiać”.
Procesja się dziwuje
W Pszowie zaczęło też dochodzić do zdumiewających, spektakularnych cudów. Mała wioska stała się sławna na cały Górny Śląsk i Morawy, które wtedy należały do państwa Habsburgów.
W 1729 roku kilkudziesięciu świadków stawiło się przed komisją powołaną przez archidiecezję wrocławską. Pod przysięgą opowiedzieli o doznanych uzdrowieniach. W składzie komisji był lekarz.
Dzięki tamtym przesłuchaniom wiemy choćby o pielgrzymach z czeskiego Beneszowa, którzy szli tędy do Częstochowy. Po drodze zostawili w Pszowie niewidomą Helenę, „gdyż im się przykrzyła”. Helena miała zaczekać we wiosce, aż jej krajanie będą wracać. Przystąpiła więc w Pszowie do spowiedzi, przyjęła Komunię Świętą i… odzyskała wzrok, „nad czym się cała procesja z Częstochowy wracająca dziwuje”.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się