I Dni Dulcissimiańskie były poświęcone niezwykłej dziewczynie - s. Marii Dulcissimie Hoffmann, śląskiej kandydatce na ołtarze. Po sobotnim sympozjum, niedziela była czasem świętowania z Eucharystią, kołoczem i poświęceniem "Zakątka siostry Dulcissimy".
Mszy św. w kościele w Raciborzu-Brzeziu, nadodrzańskiej miejscowości, w której ta Ślązaczka zmarła w wieku 26 lat, przewodniczył arcybiskup koadiutor Adrian Galbas. Zwrócił uwagę, że siostra Dulcissima, podobnie jak jej duchowa mistrzyni i przyjaciółka św. Teresa z Lisieux, bardzo intensywnie przeżywała każdą chwilę swojego życia na ziemi. - Choć było krótkie. Są ponoć ludzie, którzy umierają w wieku 40 lat, a później już tylko czekają na swój pogrzeb. Takie chodzące trupki. Ona inaczej - powiedział.
Dodał, że była podobna do św. Teresy także w tym, że potrafiła zrobić wielki użytek ze swoich cierpień. - Nie przeklinała ich. Przeciwnie, uważała, że to jest wielka pomoc, z którą może przyjść ludziom i całemu Kościołowi - przypomniał.
W homilii na Mszy św. w Brzeziu abp Galbas mówił też, że podobnie jak siostra Dulcissima, każdy w życiu powinien być radykalnym. Zacytował adhortację papieża Franciszka „Gaudete et exultate”: „Bóg chce, abyśmy byli święci i żebyśmy nie mieli upodobania w życiu połowicznym, rozcieńczonym i pustym”. - Wiecie, co jest główną przeszkodą w realizacji powołania do świętości? Nie życie rozcieńczone, puste, powierzchowne, przeciętne, tylko upodobanie w takim życiu. Kiedy doświadczam tego, że żyję byle jak, w sposób pusty, i kiedy mnie to denerwuje, wszystko jest w porządku. Cały czas jestem na drodze do świętości, ponieważ prędzej czy później zawrócę z tego stanu przeciętności. Ale najgorzej, jak mi się to spodobało. Jak mi się spodobało życie byle jakie. Jak mi się spodoba byle jakie małżeństwo, byle jakie kapłaństwo, byle jakie człowieczeństwo, byle jakie! Przeciętne i puste. Potrzebny jest nam, bracia i siostry, radykalizm - powiedział z naciskiem.
Wyjaśnił, że radykalizm chrześcijański to chęć coraz głębszego mojego „wkorzenienia” w Chrystusa. - To, że chcę coraz bardziej pozwalać Mu w sobie mieszkać, coraz bardziej zachowywać Jego słowo, coraz bardziej. Im dłużej żyję na tym świecie - bardziej - powiedział. - Domem Jezusa masz być ty! Adresem Jezusa masz być ty! - dodał.
Po Mszy św. zgromadzeni przeszli na plac szkoły na posiłek, kawę i śląski kołocz. Siostry Maryi Niepokalanej w Brzeziu pamiętają bowiem, że Dulcissima przed śmiercią poprosiła ówczesną przełożoną klasztoru, żeby poczęstowała kołoczem i kawą wszystkich, którzy przyjdą na jej pogrzeb, bo to będzie jej wesele.
Dulcissima urodziła się w 1910 r. w Zgodzie, dzisiejszej dzielnicy Świętochłowic, jako Helena Hoffmann. Zmarła jako 26-latka w 1936 r. w Brzeziu nad Odrą, obecnej dzielnicy Raciborza. Jeszcze za życia ludzie twierdzili, że doznali uzdrowień za jej wstawiennictwem. Choć już była niedowidząca, powiedziała matce małego Janka Darowskiego, który całkowicie stracił wzrok i słuch wskutek powikłań po szkarlatynie, że chciałaby mu oddać własne oko. W tym samym czasie ona całkiem oślepła, a Janek odzyskał wzrok i słuch. Bez tego Janka zapewne nie byłoby nagrody Nobla dla Polaków Czesława Miłosza i Wisławy Szymborskiej, bo to on po latach genialnie przetłumaczył na angielski ich poezję.
Dulcissima zmarła w opinii świętości. Po jej śmierci strumień łask, których ludzie, jak twierdzą, doznawali za jej wstawiennictwem, zamienił się w rwącą rzekę. Setki ludzi wciąż składają świadectwa o powrocie do zdrowia w sytuacjach, gdy lekarze byli bezsilni, o wyproszeniu potomstwa, o wyjściu cało z wypadków.