Choroba spadła na niego nieoczekiwanie. Tak samo jak samotność. Jednak Bogdan Słaboń odnalazł w tym Bożą obecność.
Pierwszym symptomem był ból – mówi Bogdan Słaboń. Znalazł się w trudnej sytuacji: do „zwyczajnego” strachu pacjenta o zdrowie i pytań o diagnozę dołączyła niepewność o sytuację w pracy, a potem… samotność (zakaz odwiedzin w szpitalu).
– Ten trudny czas dzięki łasce wiary, przeżywany w bliskości Boga bogatego w miłosierdzie, oraz wstawiennictwu Matki Bożej zyskuje zupełnie inny wymiar – zapewnia. – W piątek podpisałem umowę i odebrałem narzędzia w nowej pracy, a w weekend wszystko się zaczęło. Pojawiły się bóle nie do wytrzymania. Żona wezwała karetkę. Dostałem zastrzyki. Jednak po paru godzinach wszystko wróciło. Znowu zaczęliśmy szukać pomocy – opowiada.
Brak kontaktu
Ostatecznie udało się znaleźć pomoc w Chorzowie. Postawiono diagnozę: kamień w przewodzie nerkowym. Czekały go dwie operacje. – Wtedy do bólu, strachu o to, co dalej, dołączyła samotność. Żona nie mogła nawet wejść do szpitala. Bardzo mi jej brakowało. Szybko jednak zdałem sobie sprawę, że na tę sytuację mogę spojrzeć z wiarą. Pan Bóg jest miłością, więc jeżeli dopuszcza cierpienie, to tylko po to, by dzięki niemu popłynął zdrój łask! Ofiarowałem całą tę sytuację w ważnej dla mnie intencji. Dużą pomocą była informacja, że wiele osób pamięta o mnie, modli się. Nadal mocno brakowało mi kontaktu bezpośredniego, ale i na to znalazło się rozwiązanie: modlitwa różańcowa za pośrednictwem transmisji internetowej. Moja żona łączyła się w tym samym czasie i to była jedna z form naszego bycia razem – uśmiecha się. – Transmisje uświadomiły mi, jaka siła tkwi we wspólnej modlitwie. Wiele radości i wzruszenia dostarczało uczestnictwo w Mszy św. transmitowanej z mojego kościoła parafialnego. Podczas pobytu w szpitalu bardzo ważne dla mnie były też spotkania z kapelanem. Bogdan Słaboń zapewnia, że doświadczył w czasie tej choroby wielu łask. – Takim najmocniejszym znakiem było to, że dzięki modlitwie Pan Bóg zabrał ode mnie ból i strach przed niewiadomą. Doświadczyłem pokoju w sercu. Dzień przed operacją w ogóle nie czułem bólu, choć nie przyjąłem żadnych środków uśmierzających. Wcześniej nie było mowy, żebym był w stanie bez nich funkcjonować – wspomina. – Także czas, w którym się wszystko zaczęło i zdążyłem podpisać umowę, to także Boży plan. Bez Jego opieki nie miałbym do czego wracać – dodaje. Jeszcze innym doświadczeniem łaski w chorobie był okres, kiedy wspólnie z żoną Ewą przeszedł COVID w grudniu ubiegłego roku. – Zaczęło się od osłabienia, bólu gardła i temperatury. Myślałem, że to kolejne przeziębienie, ale dostałem skierowanie na test. Pozytywny wynik był zaskoczeniem. Później pojawiły się kolejne objawy, intensywny kaszel, utrata węchu oraz problemy z oddychaniem. Żona miała objawy zupełnie inne, gorączkowała, pojawił się intensywny kaszel, nie mogła jeść ani pić, ciągle wymiotowała. Wspólnie spędziliśmy czas izolacji, troszcząc się o siebie nawzajem. Baliśmy się, bo wiadomo, że zakażenie tym wirusem może się różnie skończyć. Czułem jednak w tym wszystkim opiekę Pana Boga. Choćby przez tak prostą rzecz, że nasz stan poprawiał się na przemian: gdy ja się lepiej czułem, mogłem się zatroszczyć o żonę, z którą było gorzej, i odwrotnie – wspomina Bogdan.
Misja lekarza
Dzięki tym przeżyciom oboje kolejny raz docenili trud pracy lekarzy i pielęgniarek. – W tegorocznym orędziu papieża Franciszka na Dzień Chorego szczególnie uderzył mnie fragment: „Drodzy pracownicy opieki zdrowotnej, wasza służba chorym, pełniona z miłością i kompetencją, wykracza poza granice zawodu, aby stać się misją. Wasze ręce dotykające cierpiącego ciała Chrystusa mogą być znakiem miłosiernych rąk Ojca. Bądźcie świadomi wielkiej godności waszego zawodu, a także odpowiedzialności, jaka się z nim wiąże”. W czasie, kiedy przechodziliśmy z żoną koronawirusa, trafiliśmy pod opiekę pani doktor, która z dużym zaangażowaniem wykonywała swoją pracę. Zdalnie, bo nie było innej możliwości. Pamiętała, żeby dopytywać o samopoczucie, dzwoniła codziennie w najtrudniejszym dla nas czasie. W czasie wizyty kontrolnej zleciła szereg badań, żeby sprawdzić nasz stan po przejściu infekcji. To także postrzegamy jako łaskę. Zobaczyliśmy wyraźnie, że ogromne zaangażowanie opiekującej się nami pani doktor to nie tylko praca, ale przede wszystkim misja, tak jak mówi o tym papież Franciszek – podkreśla Bogdan Słaboń.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się