Mały Krzyś chodził co niedzielę do kościoła, spowiadał się w pierwsze piątki, uczestniczył w Roratach i majowych. Ale jego bogiem… była piłka nożna.
Kiedy patrzy wstecz, przyznaje, że mentalnie był daleko od Kościoła. Uczestniczył w liturgii raczej bezrefleksyjnie. – Wychowałem się w specyficznej dzielnicy Katowic – w Podlesiu. Tam życie płynie jak w małej miejscowości, wszyscy się znają. W moich czasach szkolnych wyjątkiem były osoby, które nie uczestniczyły w Mszach szkolnych czy Roratach, odwrotnie niż dziś – wspomina brat Pio, dziś franciszkanin po święceniach diakonatu. – Pamiętam, że mojej religijności zawsze strzegła mama. To ona przypominała, niekiedy odrywała od zabawy. Byłem o to obrażony, czasem nawet przez dwa dni, ale wsiadałem na rower i jechałem do kościoła. Nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby mamę oszukać – mówi.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.