Rodzina, dawni uczniowie i członkowie wspólnot modlitewnych oraz rzesza kapłanów - wszyscy dziękowali za życie i działalność kapłana.
Mszy św. przewodniczył bp Grzegorz Olszowski, biskup pomocniczy archidiecezji katowickiej. Kazanie wygłosił ks. Antoni Klemens, który zetknął się z ks. Markiem. – Gdybyś teraz, jak jest w tej Ewangelii, wstał z tym swoim powolnym krokiem i uśmiechem, powiedziałbyś: „Co się martwicie? Jestem u Ojca!” – rozpoczął, nawiązując do wskrzeszenia Łazarza. Kaznodzieja przypomniał życiorys ks. Marka Antosza i podkreślił religijną atmosferę domu rodzinnego. To dzięki takiej formacji mógł on w latach 80. ub. wieku stać się inicjatorem wielu wydarzeń dla młodzieży, kiedy był uczniem Liceum Ogólnokształcącym im. Mikołaja Kopernika w Katowicach, w klasie o profilu matematyczno-fizycznym. – Poddał ewangelizacji wszystkie okoliczne szkoły średnie: Kopernik, Konopnicka, Mickiewicz, Śląskie Techniczne Zakłady Naukowe i inne. Ich uczniowie przychodzili do krypty i tam czekał na nich niezwykły wachlarz aktywności, które pozwalały zobaczyć Pana Boga z zupełnie innej perspektywy. On był też jednym z inicjatorów niezwykłego maja, w czasie którego gromadziliśmy się w katedrze i śpiewaliśmy godzinki – mówił kaznodzieja. – Kiedy wstąpił do seminarium i rozpoczął studia, organizował kolejne ważne eventy: Gaude Fest, spektakle muzyczne, czuwania. Brał udział w niezwykłym przedstawieniu: rockoperze o św. Józefie. Wcielił się w rolę ojca 12 synów. Śpiewając tę rockoperę zawsze wiedzieliśmy, że Dyzio ze swoją potężną posturą nadawał się jak nikt inny na patriarchę. Z tej grupy młodzieży, której tu dziś są przedstawiciele, on jako ojciec odszedł jako pierwszy. On nam przygotuje drogę do Boga – zaznaczył ks. Klemens.
Mówiąc o jego duszpasterskiej działalności, kaznodzieja przypomniał, że zmarły zawsze miał świetny kontakt z młodzieżą. Był w pełni sługą Boga, oddanym roli, którą miał pełnić. Swoje życie uczynił kapłaństwem. – Dyzio był chciwy na Pana Boga. Był precyzyjny, był nosicielem światła, był kapłanem, a nie śliskim lawirantem. Nosił w sobie dewizę: „Póki człowiek żyje, warto walczyć” – wymieniał.
Ks. A. Klemens przypomniał, że ostatni etap życia naznaczyło na nowo pytanie: „Panie, jak mam Ci służyć?”. – Wymyślił. Podjął dwuletnie studia w Salwatoriańskim Centrum Formacji Duchowej. Znowu ożywił w sobie kapłana, mimo że właściwie się nie poruszał. Dyzio ożywił święcenia kapłańskie nawet w tak trudnym okresie – mówił, dodając, że ks. Marek jest przykładem umiejętności życia w takich okolicznościach, jakie dostajemy. – Dyziu, dziękuję ci za twoje życie – powiedział.
W czasie Mszy św. zaśpiewali Elżbieta Grodzka-Łopuszyńska, Tadeusz Kostoń, Rafał Jarczewski i Krzysztof Chromy, których z ks. Markiem połączyło wiele wspólnych wyjazdów rekolekcyjnych, godziny wspólnego śpiewu, rockopera „Historia, która naprawdę przydarzyła się Józefowi”. – Był naszym przyjacielem bardzo bliskim, takim zwyczajnym, na co dzień. Rozmawialiśmy dzisiaj, że on jest z nami, nic się nie zmieni. Czuliśmy zawsze, że otaczał nas modlitwą i dalej tak będzie. Razem tworzyliśmy archidiecezjalną diakonię muzyczną przez szereg lat, przygotowywaliśmy czuwania adwentowe i wielkopostne w kościele św. Apostołów Piotra i Pawła, oprawy Niedziel Palmowych. Teraz owocuje w nas to ziano, które w nas zasiał. Wielu z nas nie mogło dziś przyjść, ale odzew był ogromny. Dyzio uśmiecha się, jak nas tu widzi. Zawsze się śmiał – mówili.
Ks. Marek Antosz spoczął na cmentarzu przy parafii św. Józefa w Katowicach-Załężu.
Jego życiorys przypominamy tu: Zmarł ks. Marek Antosz