Był jednym z nas. Jak to śląski synek sprzed lat, przy domu „futrowoł” króliki i kaczki, pomagając w pracy rodzicom. Był wyróżniającym się sportowcem.
Przemysław Kucharczak przemyslaw.kucharczak@gosc.pl Posłuchał głosu powołania, zapraszającego go do kapłaństwa. Jego poruszające do dziś kazania można przeczytać (lub ich posłuchać) na stronie: janmacha.gosc.pl. Chodzimy na Śląsku po tych samych miejscach, po których on chodził. Zapraszamy więc na wyprawę śladami ks. Jana Machy, zwanego przez bliskich Hanikiem.
Dom
Mury tego domu przy ul. Bożogrobców 44 w Chorzowie i niewidoczny z ulicy „konsek placu” dobrze pamiętają księdza Jana, od soboty błogosławionego. Aż chciałoby się wsłuchać, czy to miejsce jeszcze rozbrzmiewa wesołymi okrzykami Hanika i jego młodszego rodzeństwa: Pietrka, Rózi i Mici. Ważnym elementem ich dorastania, poza zabawą, były pomoc rodzicom na polu w Dąbrówce Małej oraz rwanie trawy dla królików hodowanych przy domu. Tylko parę kroków dzieliło ich od kościoła św. Marii Magdaleny, w którym przyjęli chrzest.
Bierzmowany
Stojący w centrum Chorzowa kościół św. Jadwigi też jest związany z błogosławionym. W 1925 r. jako 11-latek przyjął tu sakrament bierzmowania. Wybrał sobie imię Stanisław, zapewne na cześć św. Stanisława Kostki, śmiałego i rozmodlonego chłopaka. Może czytał porywającą książkę o Stanisławie, którą właśnie w tamtym roku wydała Zofia Kossak? Bierzmowania udzielił mu biskup, który wciąż czeka na beatyfikację: August Hlond, późniejszy prymas.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się