Ten wyjazd to jeden z kluczowych momentów w ich formacji – są o tym przekonane.
Koda to rekolekcje, które mają przygotować uczestniczki spotkań Dzieci Maryi do bycia animatorkami. W tym roku odbywają się trzy takie turnusy – w Kasinie Wielkiej, Pogórzu i Brennej. – To przygotowanie do bycia liderem, dzielenia się i – zgodnie z charyzmatem Dzieci Maryi – prowadzenia przez ręce Matki Bożej do Pana Boga – tłumaczy ks. Sebastian Mandrysz, moderator ruchu w archidiecezji katowickiej i opiekun kody I stopnia w Kasinie.
Program w ciągu dziewięciu dni wyjazdu jest szczelnie wypełniony – są m.in.: szkoła animatora, spotkania, w trakcie których przyszłe animatorki uczą się, jak solidnie je przygotować i dobrze poprowadzić, czy wspólne Eucharystie oraz adoracje. – W tym czasie również patrzymy, jak dziewczyny rozwijają swoje talenty, odkrywają powołanie do bycia animatorkami. Koda niesie doświadczenie prawdziwej wspólnoty i daje im poczucie, że nie są same – uważa s. Sawia Górska, jadwiżanka, która od lat uczestniczy w rekolekcjach maryjek. – Naszym założeniem jest dać dziewczynom impuls do odnowy duchowej, nakreślić, z czym wiąże się bycie animatorką, jakie wymagania są przed nimi stawiane – dodaje. – Długo nie chciałam nikomu mówić o tym, że chodzę na spotkania Dzieci Maryi. Zależało mi, żeby wszyscy o mnie dobrze myśleli. Teraz nie boję się o tym głośno mówić i, owszem, czasem słyszę przykre słowa, ale we wspólnocie zawsze znajduję wsparcie – mówi Zofia Pielorz z parafii MB Szkaplerznej w Imielinie. Do maryjek trafiła dzięki kuzynkom. – Co mnie przyciągnęło? Informacja o trzydniowej wycieczce! Spodobała mi się myśl, że wyjadę sama. Miałam wtedy 6 lat. Powiem szczerze, że o ile początek był ekscytujący, to potem niezbyt mi się podobało. Ale z czasem się przekonałam i uznałam, że moim celem jest bycie animatorką – opowiada Zofia. – To było też moje marzenie. Podpatrywałam animatorki i „z tyłu serduszka” chowałam myśl, że kiedyś też tak będę – dopowiada Paulina Nędza, która w Kasinie jest animatorką. W czasie roku szkolnego uczestniczy w spotkaniach w parafii św. Józefa Robotnika w Świętochłowicach. Do maryjek przyciągnęły ją... zabawy, jakie grupa organizowała po Mszach św. Obserwowała radość dziewczyn biorących w nich udział i przekonała rodziców, że też tak chce. – Dzięki Dzieciom Maryi mam poczucie, że nie jestem samotna. Spotykam osoby z różnych środowisk i uczę się rozmawiać z każdą bez uprzedzeń. W dzisiejszych czasach różnie myśli się o Kościele, ale ja poznaję tu wspaniałych ludzi – zapewnia. – Bardzo podoba mi się, że koda to taki czas poznawania swoich możliwości i uczenia się na błędach. Kiedy robimy coś źle, animatorki, siostra czy ksiądz zwracają nam uwagę, pokazują, jak to zmienić. W Dzieciach Maryi znalazłam to, czego od dawna szukałam, i łatwiej mi teraz dawać świadectwo. Mam nadzieję, że po kodzie uda mi się mocniej zaangażować w ożywienie na nowo maryjek w mojej parafii. Przyjście nowego proboszcza sprawiło, że Dzieci Maryi po przerwie zaczęły się u nas znów spotykać – mówi Daria Skałecka z parafii św. Józefa w Krasowach. – Czuję, że koda dała mi szansę na rozwój. Poznałam tu mnóstwo świetnych dziewczyn, od których dużo się uczę, nawet na pogodnych wieczorach! Lubię też nasze Msze św. i kazania ks. Sebastiana – naprawdę skłaniają do przemyśleń – mówi Emilia Gziuk z parafii Bożego Narodzenia w Rudzie Śląskiej-Halembie. Jak sama przyznaje, do maryjek trafiła dość późno, bo brakowało jej odwagi. – Patrzyłam, jak śpiewają na niedzielnych Mszach św., i myślałam, że też bym chciała. Tylko nie wiedziałam, jak zacząć. Wszystko zmieniło się po pielgrzymce do Częstochowy. Spotkałam tam naszą główną animatorkę, która mnie zaprosiła. Na pierwsze spotkanie zaprowadził mnie mój brat, który wtedy był ministrantem – wspomina. – Uczymy dziewczyny tego, by były gotowe wziąć odpowiedzialność za wspólnotę. Najbardziej nas cieszy, kiedy widać pierwsze owoce w postaci ciekawych pomysłów na spotkania czy przyswojonej wiedzy – podsumowuje ks. Mandrysz. – Koda to też czas obserwacji, jak przyszłe animatorki reagują na potrzeby najmłodszych, czy mają otwarte umysły i chętnie się uczą – uzupełnia s. Sawia. – Cieszymy się samym faktem spotkania „na żywo”. Swój „zerowy stopień” kody przeżywałam online. Daliśmy radę, ale teraz jest zdecydowanie lepiej – podkreśla Emilia.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się