Bohaterska lekarka Jolanta Wadowska-Król otrzymała doktorat honoris causa Uniwersytetu Śląskiego. W latach 70. XX wieku leczyła chore na ołowicę dzieci z Katowic-Szopienic. Zapłaciła za to przerwaniem jej kariery naukowej.
Pani Jolanta Wadowska-Król poprzez swoje obywatelskie działanie, osobistą odwagę i poświęcenie pokazała nam wszystkim, jak wiele może osiągnąć człowiek działający, nawet samotnie, w dobrej sprawie - powiedziała w laudacji przed wręczeniem doktoratu honoris causa prof. Irena Lipowicz, była Rzecznik Praw Obywatelskich.
Przeczytaj koniecznie:
Jolanta Wadowska-Król była pediatrą. Zauważyła, że wiele dzieci z jej rewiru w Katowicach-Szopienicach, żyjących tuż przy hucie metali nieżelaznych, było bladych, niskiego wzrostu, z obniżonym ilorazem inteligencji. - Bardzo dużo dzieci chodziło do szkoły specjalnej w Szopienicach, która była jedną z pierwszych w Polsce. Coś się działo, ale jaka była tego przyczyna, nie wiedziałam - wspominała w czwartek w Katowicach przed odebraniem honorowego doktoratu na UŚ.
Przerażające wyniki
Jednego z chłopców, który cierpiał na powracającą anemię, wielokrotnie kierowała do szpitala. Przełom nastąpił, gdy dziecko trafiło na badania do kliniki w Zabrzu u prof. Bożeny Hager-Małeckiej. Pani profesor wykryła u tego chłopca ołowicę.
- Wiadomość ta mnie przeraziła. Natychmiast, w tym samym dniu, z panią Wiesią Wilczek [pielęgniarką - przyp. PK] wyciągnęłyśmy wszystkie kartoteki, ułożone alfabetyczne, na podłogę w rejestracji. Układałyśmy je ulicami, numerami i nazwiskami rodzin, żeby nam było łatwiej. Natychmiast wypisałyśmy kilkadziesiąt wezwań do badań. Oczywiście poczta ich nie przyjęła, bo takiej ilości nie można było wysyłać, więc roznosiłyśmy je same - mówi.
Wyniki badań spływały dość szybko. - Były przerażające. W tym momencie zrozumiałam, jaki mam problem: że muszę szybko przebadać dzieci. Sprawozdania składałam prof. Hager-Małeckiej. Pewnego dnia profesor mi zakomunikowała: "Uważaj, bo mogą nas zamknąć". To było momentem przyspieszenia mojej pracy - wspomina.
Diagnoza "ołowica" godziła w uprawianą przez komunistów propagandę sukcesu. Władze stawiały na przemysł, więc ta prawda była dla nich niewygodna, bo mogło to doprowadzić do zmniejszenia produkcji.
Zburzone familoki
Jolanta Wadowska-Król wraz z Wiesławą Wilczek przestrzegały rodziców, żeby broń Boże nie nie dowiedziała się o tym prasa. Gdyby sprawa zyskała rozgłos, wtedy komunistyczne władze z pewnością zabroniłyby dalszych badań. - Pacjenci zgłaszali się do badań w stu procentach, czego nigdy nigdzie nie widziałam - mówi pani doktor.
Swoim uporem Jolanta Wadowska-Król doprowadziła w końcu do tego, że ponad 5 tys. dzieci z Szopienic zostało objętych opieką lekarską. Wiele z nich zostało skierowanych do sanatoriów w całej południowej Polsce. Zostały zorganizowane zielone szkoły. Ostatecznie władze zdecydowały też o wyburzeniu familoków, sąsiadujących z hutą przez płot. Mieszkające tam rodziny zostały przesiedlone do innych dzielnic Katowic, lub do sąsiednich miast. Z tego terenu wywieziono 200 tys. ton skażonej ołowiem ziemi.
Pani doktor ze smutkiem wskazuje, że bardzo dużo osób, które leczyła, gdy były dziećmi, zmarło przed ukończeniem 50 roku życia. - Mam przykład jednej z rodzin, w której było ośmioro dzieci, a przeżyła trójka - mówi.
Wprowadzić badania toksykologiczne noworodków!
Za tę sprawę Jolanta Wadowska-Król zapłaciła zastopowaniem jej kariery naukowej. - Jej odwaga cywilna lśni szczególnie silnym blaskiem w zestawieniu ze strachem innych - mówiła w laudacji 24 czerwca Irena Lipowicz. - Strachem, który doprowadził do takiego utajnienia treści jej doktoratu, że Rada Instytutu przyjęła rozprawę do dalszej realizacji tylko na podstawie tytułu, ale nawet w tej ściśle utajnionej pracy doktorskiej nakazano autorce usunąć dane wskazujące na zatrucie ołowiem. Trudno także napisać rozprawę doktorską na temat ołowicy, skoro zabraniano Doktorantce użycia w niej słowa "ołowica" - dodała.
Recenzenci - profesorowie medycyny - ocenili pracę doktorską pani Jolanty negatywnie. Wskazali na brak w tej pracy wyników, które wcześniej zostały z niej... przymusowo usunięte. Ci profesorowie nie mieli jednak dość cywilnej odwagi, żeby te recenzje podpisać nazwiskami. Jolanta Wadowska dopiero niedawno otrzymała te anonimowe recenzje swojej pracy doktorskiej.
Irena Lipowicz przywołała też nazwiska osób, które wraz z Jolantą Wadowską-Król odważnie zaangażowały się w pomoc chorym na ołowicę dzieciom. - Byli to doktor Edward Gryglewski, profesor Bożena Hager-Małecka oraz wspomniana już Wiesława Wilczek. Ich zasługi to wskazówka dla nas, społeczności akademickiej XXI wieku. W dążeniu do naprawy zła i poprawy świata, czy chodzi o kryzys klimatyczny, czy o restrukturyzację społeczno-gospodarcza Śląska, czy o nowe odkrycia z zakresu fizyki i chemii, warto liczyć się z poprzednikami, szukać przyjaźni i wsparcia w realizacji swojej misji - powiedziała.
Prof. Lipowicz zwracała uwagę, że podobnych bomb ekologicznych, "nowych Szopienic", może być ukrytych na Śląsku więcej. Zdecydowanie zaapelowała o wprowadzenie toksykologicznych badań przesiewowych noworodków,
Ojciec pod Monte Cassino
Ojciec Jolanty Wadowskiej, Piotr Wadowski, był przed II wojną światową kierownikiem polskiej szkoły w Bielszowicach, dziś dzielnicy Rudy Śląskiej. Mama, Stanisława, była nauczycielką. - Mama, żegnając ojca na wojnę, powiedziała mu: "Idź i walcz". Miałam wtedy sześć miesięcy. Jestem jedynaczką. Ojciec był żołnierzem Armii Andersa, przeszedł z nim cały szlak bojowy. Zginął na koniec wojny, w marcu 1945 roku pod Bolonią - powiedziała "Gościowi". - Wychowałam się w biednej rodzinie, bo bez ojca, a w dodatku, kiedy miałam rok, mama uległa wypadkowi, który uniemożliwiał jej pracę. Ta sytuacja prowadziła mnie do tego, żeby później wspomagać ludzi biednych - tłumaczy.
Bardzo mocne przemówienie wygłosił w czasie uroczystości 24 czerwca prof. Grzegorz Opala, wybitny neurolog, były minister zdrowia, który w czasach komunizmu angażował się po stronie "Solidarności". - Wskazał, że Jolantę Wadowską ukształtowała patriotyczna tradycja rodzinna oraz bardzo trudne dorastanie bez ojca. - To wszystko ukształtowało w pani siłę, że potrafiła pani pójść pod prąd, potrafiła pani pójść wbrew otaczającego panią lęku ludzi wystraszonych o swoje kariery - powiedział.
Prof. Opala dodał, że był porażony czytając o tym, jak potraktowali Jolantę Wadowską-Król profesorowie medycyny ze Śląskiej Akademii Medycznej w latach 70. XX wieku. Wskazał, że dotyczyło to nie tylko ówczesnego rektora, prof. Jonka, ale też jego otoczenia. - Jakiś stopień zachowań i uległości lekarzy, profesorów, dotyczył unikania działania, które przecież miało na celu uratowanie życia i zdrowia dzieci - powiedział. - Pani szła swoją drogą, konsekwentnie. Jeżeli już nie można było zrobić doktoratu, leczyła pani ludzi i doprowadziła pani tymi wszystkimi działaniami do zmiany polityki huty - dodał.
Dzisiaj pani doktor ma syna i dwie córki, a także sześcioro wnucząt i jedną prawnuczkę. - Jest wśród nich wielu lekarzy, dobrze układa się w ich małżeństwach. I wszyscy mieszkamy tutaj, na Śląsku - mówi.