O parafii św. Wojciecha w Radzionkowie jej proboszcz mówi, że ma „piękną codzienność”.
W archidiecezji katowickiej radzionkowską parafię św. Wojciecha wymienia się jednym tchem ze słowem „nieszpory”. To piękna tradycja, która jest tutaj przekazywana z pokolenia na pokolenie.
– Dla kapłana nie ma piękniejszego widoku niż pełne ławki w czasie nieszporów odpustowych – przyznaje proboszcz. – Tak jest też w Boże Narodzenie. Pamiętam sytuację sprzed kilku lat, kiedy na nieszpory w Boże Narodzenie zaprosiliśmy abp. Wiktora Skworca. Wejście do zakrystii było w remoncie, więc żeby do niej wejść, trzeba było przejść przez kościół. Arcybiskup przyjechał. Z zewnątrz wydawało się, że nic się nie dzieje. Drzwi kościoła zamknięte, wszędzie cicho. Wytłumaczyłem, jaka jest sytuacja, że musimy przejść przez kościół; okazało się, że nie mogę otworzyć drzwi... tylu ludzi było w środku! To najlepiej pokazuje, że te nieszpory przed pandemią gromadziły naprawdę ogromne grono wiernych, całe rodziny i osoby z innych miast. Naszym gościem podczas bożonarodzeniowych nieszporów był również kard. Stanisław Nagy oraz uczestnicy Kapituły św. Sylwestra. Po nieszporach biskupi i kapłani odwiedzili Centrum Dokumentacji Deportacji Górnoślązaków do ZSRR w 1945 r., to szczególne miejsce w Radzionkowie – zauważa ks. Damian Wojtyczka.
Nieszpory to niejedyne wydarzenie, które jednoczy parafian. Co roku pielgrzymują oni pieszo na Jasną Górę. – Pielgrzymka odbywa się zawsze pod koniec lipca. Bierze w niej udział ponad 300 wiernych! Wychodzimy w sobotę, w niedzielę jesteśmy u celu. W poniedziałek jest tzw. dzień radzionkowski, wtedy dołączają do nas parafianie, którzy nie mogli iść pieszo. Co roku to przynajmniej sześć autokarów i bardzo dużo prywatnych samochodów. Przybywają też nasi pielgrzymi rowerowi oraz biegacze. We wtorek ruszamy w drogę powrotną, warto podkreślić – także pieszo. Myślę, że niewiele jest parafii, które tak robią. Powrót pielgrzymów to zawsze wielkie święto. Ulica od rogatek Radzionkowa do kościoła jest praktycznie zamknięta – bliscy pątników czekają i nas witają. To trzeba widzieć, taki „efekt wow”! Co roku powtarzam sobie: „Panie Boże, to jest niemożliwe” – cieszy się proboszcz. Pozostając w klimatach pielgrzymkowych, wymienia jeszcze lipcową ślubowaną pielgrzymkę do Matki Boskiej Piekarskiej (było ich 323) oraz wrześniową pielgrzymkę na Górę św. Anny (było ich 248).
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się