Nowy numer 39/2023 Archiwum

Co zawdzięczam ks. Blachnickiemu?

Ojciec Franciszek nawet po śmierci działa w swoim stylu: umie skrzyknąć ludzi do akcji. I to wyszło też przy Marcie, bo on zorganizował do modlitwy za nią tłumy. Modlono się za Martę też na innych kontynentach, modlili się nawet muzułmanie w Niemczech.

Polska nie poszła w XX wieku drogą sąsiednich państw, w których ludzie odeszli od żywej relacji z Panem Jezusem. Stało się to w dużej mierze dzięki pewnemu chudemu Ślązakowi w okularach – ks. Franciszkowi Blachnickiemu. Urodził się 24 marca 1921 r. w Rybniku.

Od chwili, gdy nawrócił się w czasie wojny, płonął żarliwością o Dom Boży. Tysiące młodych ludzi poszło za tym ogniem i też zbudowało w swoim życiu osobistą relację z Panem Jezusem. Bez założonego przez niego Ruchu Światło–Życie dzisiejsze średnie pokolenie Polaków byłoby zupełnie inne.

Zadajemy więc dzisiaj Ślązakom widoczne w tytule pytanie: co zawdzięczam ks. Franciszkowi Blachnickiemu?

Stanisława i Zdzisław Podleśni z córką Martą, mieszkańcy Rybnika-Zebrzydowic

	Zdzisław i Stasia z dziećmi Martą i Józkiem w domu w Rybniku--Zebrzydowicach.   Zdzisław i Stasia z dziećmi Martą i Józkiem w domu w Rybniku--Zebrzydowicach.
Przemysław Kucharczak /Foto Gość

Marta: Ja mu zawdzięczam życie.

Stasia: Tak, modlitwa za wstawiennictwem ojca Blachnickiego wyprosiła Marcie najpierw życie, a potem zdrowie. 9 lipca 2013 r. córka, rezolutna 4,5-latka, przysunęła sobie taboret i zaglądała do barku, w którym trzymaliśmy słodycze…

Marta: Nie uwierzyłam mamie, że nie ma czekolady. Mama wyszła do kuchni zrobić mi kanapkę z nutellą, a ja ruszyłam sprawdzić, czy faktycznie nie ma tej czekolady…

Stasia: Wtedy Marta jakoś pociągnęła otwarte drzwiczki i przewróciła na siebie całą witrynę. Jej głowę przygniótł i zmiażdżył wielki, kineskopowy telewizor o wadze prawie 40 kg. Usłyszałam huk i jęk Zdzicha, jęk, którego się nie zapomina. Marta miała złamany oczodół, jedno oko szybko wypełniało się krwią. Krew płynęła też z nosa, z buzi, z uszu. Powtarzałam: „Martusiu, oddychaj, mamusia cię kocha”. Umierała mi na rękach. Jej drugie oko zamykało się i tak jakby… gasło. Miałam wrażenie, że mózg wychodzi nosem razem z krwią. Na szczęście szybko przyjechała jedna karetka, potem druga z lekarzem. W szpitalu okazało się, że podstawa czaszki jest pęknięta na całej szerokości. Córka miała stłuczenie pnia mózgu i obrzęk mózgu. Doktor powiedział, że jeśli obrzęk będzie narastał, to będzie „dramat” – bo słowa „śmierć” i „cud” w języku lekarzy się nie pojawiają… Mówili, że nie wiadomo, czy ona w ogóle się obudzi, a jeśli tak, to mamy się przygotować, że nie będzie mówiła, chodziła, połykała. Lekarze codziennie sprawdzali też, czy doszło do śmierci mózgu; gdyby miała jeszcze punkt mniej, to by się już kwalifikowało do śmierci mózgowej. Marta miała też złamaną kość przy nerwie słuchowym, stłuczone płuca, uraz trzustki. Rozesłaliśmy od razu prośbę o modlitwę.

Zdzisław: Wieczorem w domu pomodliliśmy się, żeby Pan nas pocieszył. Pismo Święte otwarło się nam na wskrzeszeniu Łazarza.

Stasia: Uderzyły nas słowa: „Ta choroba nie zmierza do śmierci” i „A Jezus miłował Martę i jej siostrę”. Marta ma starszą siostrę Agatę; był już też z nami wtedy Józio, ale miał dopiero siedem tygodni życia płodowego.

Zdzisław: W tym samym czasie nasi znajomi na rekolekcjach w Koniakowie dostali na modlitwie to samo słowo. Nie odważyli się nam o tym napisać, bo przestraszyli się, że obudzą w nas jakieś fałszywe nadzieje.

Stasia: Od młodości kształtowała nas oaza i Krucjata, więc czymś oczywistym była dla nas modlitwa za wstawiennictwem ks. Franciszka Blachnickiego. Pod poduszkę Marty wsuwaliśmy obrazek z jego zdjęciem i modlitwą o beatyfikację. Przy zmianie pościeli personel przykleił go na łóżko.

Zdzisław: Ojciec Franciszek jednoczył wokół siebie tłumy. Nie ze względu na swoje umiejętności, bo nie był wcale dobrym mówcą, ale dzięki relacji z Panem Bogiem. I to wyszło też przy Marcie, bo on zorganizował do modlitwy za nią tłumy. Modlono się za Martę też na innych kontynentach, modlili się nawet muzułmanie w Niemczech. Modliły się siostry karmelitanki oraz wspólnoty Jezusa Miłosiernego z Rybnika, Ogień Boży z Koniakowa, Domowy Kościół... Ojciec Franciszek nawet po śmierci działa w swoim stylu: umie skrzyknąć ludzi do akcji.

Stasia: Po trzech dniach zauważyliśmy u córki pierwszą zmianę: że ten ogromny siniak na oku, który powstał po złamaniu oczodołu, znika. Po czterech dniach już go w ogóle nie było! A przecież siniaki zwykle goją się znacznie dłużej, nawet u dzieci. Po sześciu dniach zastaliśmy Martę wybudzoną. Na pytanie, czy wie, kim jestem, powiedziała: „Mamusia”. I dodała: „Pić”. Tydzień po wypadku z OIOM-u trafiła na oddział chirurgii, i to już tylko ze względu na uraz trzustki, a nie mózgu. W ogóle nie byliśmy na neurologii. Wracała do zdrowia błyskawicznie. Rozmawiała, składała układanki. Lekarz na wizycie powiedział: „Od jutra będzie mogła próbować wstawać”. Nawet się nie przyznaliśmy, że już dzień wcześniej córka normalnie chodziła sobie po schodach, kiedy posłano nas z nią na rezonans… Kiedy po tygodniu od wyjścia z OIOM-u zobaczył ją neurolog, nie mógł uwierzyć, że to jest Marta. 2 sierpnia wyszliśmy ze szpitala. Po czterech dniach mieliśmy wrócić na sześć tygodni na oddział rehabilitacyjny. Kiedy się zgłosiliśmy, lekarka o mało mnie nie zapytała: „A gdzie jest to dziecko, które ma na ten oddział przyjść?”. Marta normalnie chodziła i biegała. Pani doktor powiedziała, że nie ma najmniejszego powodu, dla którego ona miałaby przebywać na oddziale rehabilitacji. Pod koniec sierpnia mieliśmy w parafialnym kościele w Jejkowicach Mszę św. dziękczynną, podczas której Marta sama zaniosła dary do ołtarza. Przy wychodzeniu ze szpitala miała jeszcze niedosłuch w jednym uchu. Pani laryngolog powiedziała, że ona już nigdy nie będzie dobrze słyszeć i mam sobie nie wyobrażać, że będzie pilotem. Jednak w czasie następnego badania po trzech latach okazało się, że nie ma już żadnego niedosłuchu.

Zdzisław: Po tym wypadku sprzed 7,5 roku nie ma dziś śladu. Poza jednym: na skórze Marta ma zarys wkłucia po wenflonie, który układa się w buźkę: oczka i uśmiech.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Zapisane na później

Pobieranie listy

Quantcast