– Osłabła we mnie pobożność, bo… mam kłopot z klękaniem – ks. Józef Pawliczek żartował w ubiegłym roku w rozmowie z „Gościem”. Mimo że myślał o prawdziwej emeryturze, w marcu do Polski przyjechał tylko na chwilę, na badania. Pan Jezus powołał go do siebie w Wielki Czwartek.
Zawsze serdeczny, pomocny – tak charakteryzują go ci, którzy go spotkali. – Miałem niespełna pięć lat, kiedy były prymicje wujka – wspomina Piotr Ogrodnik, siostrzeniec ks. Józefa Pawliczka. – Jego wizyta zawsze oznaczała tytę cukierków. Wszystkich siostrzeńców i bratanków, a była nas spora gromadka, zawsze obdzielił. Przyjeżdżał rzadko, bo był daleko na parafiach: Lasowice, Chorzów, potem praca w kurii – dodaje.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.