Nowy numer 38/2023 Archiwum

Haniku, pomóż!

O głębokim przekonaniu, że wujek czuwa w niebie, i samotności na drodze krzyżowej opowiada siostrzenica męczennika Janina Fudała.

Marta Sudnik-Paluch: Kiedy Pani zrozumiała, że wujek Hanik nie jest zwyczajnym krewnym?

Janina Fudała: W zasadzie już w szkole podstawowej dobrze znałam opowieści mamy i babci. Często mówiły o tym, jakim był wyjątkowym człowiekiem, że żył krótko, ale intensywnie. Przez cały czas przyświecała mu myśl, żeby pomagać innym, okazywać miłość bliźniego. Obie wspominały o jego ogromnym rozmodleniu. Babcia mówiła, że od najmłodszych lat ważna dla niego była modlitwa. Kiedy nie mogła go nigdzie znaleźć, wiedziała, że jest w kościele, który znajdował się 50 metrów od ich domu.

„Haniku, ratuj” to także Pani

zawołanie? Tak! Było kilka takich sytuacji, kiedy prosiłam wujka o pomoc. Pierwszy raz najmocniej jego interwencję poczułam, kiedy zdawałam egzamin wstępny na studia na Uniwersytecie Jagiellońskim. Gorąco wtedy powtarzałam: „Haniku, pomóż. Ja też chcę skończyć tę samą uczelnię co ty”. Pamiętam radość, kiedy zobaczyłam swoje nazwisko na liście przyjętych na geografię. Później, gdy miałam wiele problemów, np. zdrowotnych, uciekałam się do jego wstawiennictwa. Bardzo intensywnie prosiłam, kiedy mąż był operowany albo kiedy moja młodsza córka się dusiła i trafiła na OIOM.

Miała Pani poczucie, że ks. Jan Macha to taki wasz rodzinny prywatny święty?

Babcia zawsze powtarzała: „Hanik jest na pewno święty przez to, co robił i co wycierpiał w czasie procesu”. W naszej rodzinnej parafii czasem odzywał się do nas ktoś, kto prosił o coś za pośrednictwem wujka i chciał nam powiedzieć, że to było bardzo skuteczne. Sąsiedzi cieszyli się, że mają się do kogo zwrócić po pomoc. Pamiętam również, że zjawiła się u nas delegacja z Rudy Śląskiej w czasie, kiedy trwał proces beatyfikacyjny 108 męczenników II wojny światowej. Poinformowali nas, że chcą wystąpić z wnioskiem, żeby wujka Hanika uwzględnić w tej grupie. Wtedy dotarło do nas, że to nie tylko my i nasi najbliżsi doznajemy jego pomocy.

W archidiecezji katowickiej tegorocznemu przeżywaniu Wielkiego Postu mocno towarzyszy myśl ks. Jana. Jaki wątek z jego zachowanych kazań bądź życia przemawia do Pani w tym czasie najbardziej?

Od ubiegłego roku szczególnie towarzyszy mi myśl o cierpieniu wujka pod koniec jego życia. W czasie rozważań nabożeństwa Drogi Krzyżowej uświadomiłam sobie, jak mocno kolejne stacje łączą się z tym, co przeżywał w więzieniu.

Z poczuciem samotności, które mu wtedy towarzyszyło...

Tak, samotność, przeżywanie męki z dala od bliskich: to, jak wujek tego doświadczał, jest właśnie teraz ważne. To nauka, która płynie dla nas na Wielki Post.

marta.paluch@gosc.pl

Wielki Post z ks. Janem Machą

Dnia 7. XII napisałem do sędziego śledczego, abym mógł modlić się z brewiarza. Jestem tu taki samotny, ale Pan Bóg przysyła mi od czasu do czasu pocieszenie. Najwięcej mi żal, że Wam Kochani Rodzice sprawiłem tyle zmartwień. Dlatego siedząc wieczorem na swoim legowisku, śpiewam po cichu piosenkę: „Dobranoc Mamo, dobranoc, sprawiłem Ci tyle zmartwień i trosk. Ty się męczyłaś i martwiłaś o twojego syna…”, tu załamuje mi się głos i nie mogę dalej śpiewać. Kochani Rodzice, nie martwcie się o mnie. Wasze obowiązki już spełniliście. Wychowaliście mnie, pozwoliliście studiować, wychowaliście mnie na człowieka. Bóg zapłać za wszystko. Nie róbcie sobie żadnych zmartwień. Kochani Rodzice, wszystko przejdzie, a my znowu będziemy razem, choć może nie tak szybko. Z listu do rodziców 12 grudnia 1941 Kochani Rodzice i Rodzeństwo, proszę was nadal w modlitwach o mnie pamiętać. To jest pocieszenie dla mnie, gdyż kochany Bóg wysłucha Waszych modlitw. Ach, jak mało jest potrzebne człowiekowi, by być szczęśliwym! Ale tego uczy się dopiero przez boleść i przeznaczenie. Jeden francuski pisarz Musset powiedział: „… człowiek jest uczniem, a ból jest Jego Mistrzem...”, i to jest prawdą. Nasz kochany Zbawiciel wpierw jest człowiekiem, który dużo wycierpiał, przez to chce, byśmy tę drogę boleści sami torowali, na tej drodze można widzieć, że wierzy się wiernie w Boga. My poznajemy, jak mały i słaby jest człowiek, jak wielki nasz Zbawiciel – Bóg. Z tego doświadczenia, że ta miłość do Boga, na której tak nam na Nim zależy, tak że jednym życzeniem jest w Jego służbie pozostać, Jemu dać ocenić i Jemu całkiem się poświęcić. Z listu do rodziców 2 maja 1942

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Zapisane na później

Pobieranie listy

Quantcast