Nowy numer 38/2023 Archiwum

O każdej porze

Nad Katowicami wisiała noc. Jan klęczał przed Najświętszym Sakramentem w kaplicy bazyliki w Panewnikach. – Jezu, czy Ty tu naprawdę jesteś? Czy Ty mnie słuchasz? – zapytał. – Po tych pytaniach zapanowała kompletna cisza! – wspomina. To nie była jednak zwykła cisza.

Już 7. rocznicę pierwszej nocnej adoracji świętuje 6 grudnia ekipa, która zapewnia dyżury przed Najświętszym Sakramentem w bazylice w Katowicach-Panewnikach. Dzięki tym dyżurom każdy może tam przyjść o dowolnej porze dnia lub nocy, żeby modlić się przed obliczem Pana. Adoracja trwa tutaj non stop, 24/7.

W trakcie pandemii drzwi kaplicy wieczystej adoracji zostały zamknięte tylko raz, na przeszło tydzień w październiku. W panewnickim klasztorze 18 franciszkanów zachorowało wtedy na COVID-19. Pozostali bracia byli objęci kwarantanną.

– Mimo to adoracja nie została przerwana, tylko przyjęła inną formę. Bardzo wiele osób o tych porach, w których były zadeklarowane, zapalało świecę i adorowało Pana Jezusa w swoich domach – mówi Barbara Mrozek z ekipy dyżurujących. – Z kolei nasz proboszcz o. Alan napisał nam, że w czasie kwarantanny siadał w bazylice po stronie wiernych i opowiadał Panu Jezusowi o swoich parafianach – relacjonuje.

Jej zdaniem, ta sytuacja paradoksalnie w wielu mieszkaniach przyniosła pozytywne rezultaty. – Obecność Pana Jezusa w naszych domach scala rodziny. Jedna z pań mówiła później, że kiedy zaczęła swoją domową adorację, dołączył do niej mąż, który też wstał o drugiej w nocy – opowiada.

Jezus patrzy

Zeszyt, w którym adorujący wpisują podziękowania, puchnie od świadectw. Ludzie wspominają o niewytłumaczalnych powrotach do zdrowia swoich bliskich, które tutaj wyprosili, albo o wymodlonych tu dzieciach. Jedna z pań opisała, że w czasie, gdy w nocy adorowała Jezusa, jej zięć i wnuki uczestniczyli w straszliwie wyglądającym wypadku samochodowym, ale wyszli z niego cało i zdrowo. Wielu ludzi przekonało się tutaj, że Pan Bóg żyje i kocha. Nawiązali z Nim osobistą więź.

Trzeba wysiłku, żeby wybrać się na adorację w nocy. Modlący się twierdzą jednak, że – ku ich zdziwieniu – następnego dnia tej godziny bez snu wcale im nie brakuje. Za to modlitwa w nocy, wśród uśpionego miasta, jest często głębsza. Łatwiej się skupić, gdy w kieszeni nie brzęczy telefon, a naszych myśli nie zaprząta lista spraw do załatwienia przed wieczorem. Nie trzeba wcale dużo mówić, wystarczy patrzeć na Pana Jezusa i pozwolić, żeby On patrzył na nas.

Jan do adorowania Najświętszego Sakramentu musiał dojrzeć. Najpierw „jego” modlitwą był Różaniec. Dziś sądzi, że to Maryja przyprowadziła go na spotkania ze swoim Synem w kaplicy wieczystej adoracji.

Z początku nie było to łatwe. – Podczas gdy adoracje trwały, miałem wrażenie, że nic się nie zmienia; do tego stopnia, że zadałem pytanie: „Jezu, czy Ty tu naprawdę jesteś? Czy Ty mnie słuchasz?”. Po tych pytaniach zapanowała kompletna cisza! Cisza, która, o dziwo, przestaje mnie niepokoić – opisuje.

Stało się coś jeszcze. – Trochę to trwało, zanim zauważyłem jej wpływ na mnie. Coraz częściej nie dawałem się sprowokować do kłótni. Nie starałem się wszystkiego zrozumieć, w sercu zagościły słowa „Jezu, Ty się tym zajmij” – mówi.

Od ciszy do bliskości

Jan opowiada, że na adoracji Jezus otula go ciszą. Z czasem wraz z tą ciszą zaczęło go przenikać zaufanie do Boga, przyjemne poczucie akceptacji, ciepło bliskości.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Zapisane na później

Pobieranie listy

Quantcast