Jedna z sióstr elżbietanek z Katowic zmarła, kolejne trzy zostały odwiezione karetkami do szpitala. W tej chwili zakażonych jest 29 z 40 sióstr.
Siostry elżbietanki przebywają na kwarantannie w katowickim domu swojego zgromadzenia - osobno te z pozytywnym wynikiem testu i osobno te z negatywnym.
- Siostry "ujemne" są izolowane od "dodatnich". Są w mniejszości, muszą się dostosować... - wyjaśnia półżartem siostra przełożona Aleksandra Leki w rozmowie z Gościem Katowickim. - Są pod ochroną. My, siostry "dodatnie" w większości czujemy się dobrze. Jest kilka sióstr z objawami, ale w tej chwili w domu nie ma nikogo w stanie zagrażającym życiu - wyjaśnia.
Precyzuje, że tych kilka sióstr z objawami zmaga się z gorączką, dusznościami, czasem bólami całego ciała. - Odnoszę wrażenie, że te z sióstr, które mają tzw. choroby współistniejące, odczuwają większe dolegliwości z tej strony, z której już i tak cierpiały wcześniej. To, co im dolega od dłuższego czasu, w tej chorobie bardziej daje o sobie znać, potęguje się – zauważa.
Niestety, jedna z katowickich sióstr elżbietanek zmarła. Trzy w najcięższym stanie zostały przewiezione karetką do szpitala. Poza tym COVID-19 ma też jeszcze jedna siostra, która od dłuższego czasu przebywa w szpitalu i tam zakaziła się koronawirusem.
- Większość sióstr znosi tę chorobę dobrze i mam nadzieję, że tak będzie do końca. Są siostry, które mają tylko utratę węchu i smaku, ale to im nie przeszkadza im w funkcjonowaniu - stwierdza siostra Aleksandra.
Gdzie doszło do zakażenia? - Nie chcę robić dochodzenia, która z nas to przyniosła do domu. Siły i czas muszę poświęcić siostrom chorym, a nie dochodzeniu, "kto winien". Siostry jeżdżą do lekarzy, bo wiele z nich jest starszych; musimy coś jeść i mieć środki czystości, więc jeździmy po sklepach, przyjeżdżają też do nas dostawcy z towarem; wiele sióstr pracuje zawodowo - mówi siostra przełożona.