Wykładowca tłumaczy zagadnienia, wyświetla prezentacje i objaśnia tajniki teologii fundamentalnej czy starotestamentalnej historii Izraela. Słuchacze słuchają, notują i zadają pytania. Niby wszystko jest zwyczajne… tyle że prowadzący siedzi wygodnie w Krakowie czy Gliwicach, a jego odbiorcy rozrzuceni są na przestrzeni kilku tysięcy kilometrów.
Czwarta edycja Szkoły Katechetów Parafialnych, prowadzonej przez Archidiecezjalne Centrum Formacji Pastoralnej Archidiecezji Katowickiej, wystartowała w lutym. Wszystko było dopracowane – indeksy wydrukowane, wykładowcy rozpisani na cały semestr, sprzęt do nagrywania sprawdzony. Na ten rok zaplanowano nowość – oprócz grupy spotykającej się w Rybniku organizatorzy zaproponowali udział mieszkańcom Wielkiej Brytanii.
Mieli otrzymywać nagrania rybnickich zajęć, a na koniec każdego semestru przystępować do egzaminów i – dokładnie tak jak stacjonarni słuchacze – uzyskać misję kanoniczną, pozwalającą działać jako katecheta parafialny. Bo czterosemestralna „teologia w pigułce” ma na celu przygotowanie świeckich do działalności w Kościele, przede wszystkim w swoich parafiach. Pierwsze spotkania szły jak z płatka – w Rybniku zaczęły się wykłady z filozofii, w Katowicach, gdzie równolegle toczy się trzeci semestr wcześniejszej edycji, liturgika przeplatała się z katolicką nauką społeczną. W tym samym czasie wykładano też dogmatykę dla liderów – cykl dziesięciotygodniowych spotkań, prowadzonych w różnych dekanatach naszej diecezji. Akurat ruszyły zajęcia w Mikołowie. A potem przyszła pandemia… – Na początku była mowa o dwutygodniowym zamknięciu szkół i uczelni – opowiada Magdalena Jóźwik z Centrum Formacji Pastoralnej. – Na szczęście mieliśmy nagrania zajęć z ubiegłorocznej edycji, dlatego udostępniliśmy uczestnikom filmy z wykładami. Ale kiedy sytuacja zaczęła się przedłużać, zdecydowaliśmy się przenieść szkołę do internetu. Wykorzystaliśmy platformę, której używa Uniwersytet Śląski, i ruszyliśmy z zajęciami online.
Przerwa na przewijanie
Od tego momentu słuchacze spotykali się według wcześniej przygotowanego planu, z jedną różnicą – nie musieli wychodzić z domu. – Dla mnie tak naprawdę ta forma jest bardzo wygodna – przyznaje Barbara Sosna z Wodzisławia Śląskiego. – Mam trójkę dzieci, w tym najmłodszego dwulatka. Zajęcia przed komputerem są łatwiejsze do zorganizowania: w przerwie mogę podać dzieciom obiad, przewinąć… Odpada też czas dojazdu do Rybnika. Co prawda w domu czasem trudniej o skupienie, bo dzieci przychodzą, zagadują, więc nie zawsze mogę słuchać z uwagą, ale i tak bardzo z tych zajęć korzystam. – Wiemy, że sytuacja mieszkaniowa naszych słuchaczy jest różna, nie każdy ma możliwość usiąść na całą sobotę przed komputerem. Niektórzy wykładowcy też początkowo obawiali się tej formy, bali się, że brak bezpośredniego kontaktu z uczestnikami utrudni przekazywanie treści. Na szczęście aplikacja pozwala na interakcję, zadawanie pytań, dzięki kamerom widzimy się wzajemnie, więc da się choć trochę wejść w kontakt. Dzięki szkole pół świata zobaczyło przy okazji moje mieszkanie – śmieje się Magdalena Jóźwik. W czasie weekendowych spotkań przytrafiały się przygody – jednemu z wykładowców burza zerwała internet, innego zagłuszał szum ulewnego deszczu, walącego w dach… Ale mimo walk z techniką i siłami natury wszystkie zajęcia udało się doprowadzić z sukcesem do końca.
Spotkania przed kamerą
Na internetowej formie zajęć wygrali za to słuchacze z Wielkiej Brytanii, którzy w pierwotnym założeniu mieli otrzymywać nagrania wykładów przeprowadzonych w Rybniku. Teraz mogli brać w nich udział na równi z kolegami ze Śląska. – Zdecydowanie łatwiej skoncentrować się na zajęciach prowadzonych na żywo, a nie tylko odsłuchiwanych z filmu – mówi Monika Miliczek, która sama przed laty ukończyła teologię, a kurs wybrała, aby odświeżyć i uporządkować wiedzę wyniesioną ze studiów. Podobne odczucia towarzyszą Annie Strykowskiej, która w polskiej parafii Matki Boskiej Częstochowskiej w Londynie przygotowuje dzieci do komunii i bierzmowania, jest tam też liderką wspólnoty. – W Anglii brakuje możliwości uczenia się teologii, a potrzeby są duże. Zajęcia na platformie dają szansę nie tylko na poszerzenie wiedzy, ale także na spotkanie ludzi, którzy, tak jak ja, chcą lepiej zrozumieć swoją wiarę – wyjaśnia. Organizatorzy mają jednak nadzieję, że po wakacjach uda się wrócić do stacjonarnej formy nauczania. – Organizowanie zajęć na miejscu jest dla nas co prawda bardziej wymagające, bo trzeba dojechać, przygotować materiały i zadbać o logistyczne zaplecze spotkań w parafii czy na wydziale teologicznym. Ale nic nie zastąpi bezpośredniego kontaktu. W porze naszych spotkań jest czas na krótkie rozmowy w przerwach, w planie jest Eucharystia, wspólny posiłek. Nie chcemy z tego rezygnować – zastrzega Magdalena Jóźwik i dodaje, że wirtualna forma jest rodzajem protezy. – Ale lepsza proteza niż brak możliwości działania!
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się