Po prawie pięciu godzinach posiedzenia komisji dyscyplinarnej Uniwersytetu Śląskiego rozprawa ws. prof. Ewy Budzyńskiej została odroczona.
Kolejne posiedzenie zostało zaplanowane na 13 marca. W obronie socjolog do rektora uczelni wpłynęła petycja podpisana przez ponad 33 tys. osób.
Złożyli ją przedstawiciele Centrum Życia i Rodziny. – Nie zgadzamy się, by godzić w wartości, które są zapisane w Konstytucji RP i tworzą nasze społeczeństwo – powiedział Kazimierz Przeszowski, wiceprezes CŻR. Wskazywał również na fakt, że próba ukarania prof. Budzyńskiej za prezentowanie poglądów godzi w wolność debaty akademickiej.
– Uczelnie powstały po to, aby mogły się w sposób wolny ścierać różne opinie i poglądy, a nie szykanować z powodu poglądów – mówił. W apelu umieszczonym na stronie bronmyprofesor.pl sygnatariusze postulują zaprzestanie prac komisji, publiczne przeprosiny i przywrócenie do pracy. Sama prof. Ewa Budzyńska zapytana przez Polskie Radio 24, czy rozważa możliwość ponownego związania się z UŚ, odpowiedziała, że nie po to podjęła taką decyzję, żeby się teraz z niej wycofywać.
„Zrobiłam to w sposób samodzielny, w geście protestu. Dla mnie nie tyle jest ważna moja sytuacja – dzisiaj jestem, jutro mnie nie będzie na uczelni. Ważne jest to, co będzie się działo po moim odejściu. Ważne jest zachowanie wolności akademickiej” – powiedziała.
Rzecznik dyscyplinarny Uniwersytetu Śląskiego zażądał dyscyplinarnej nagany dla profesor Budzyńskiej po tym, jak dwanaścioro studentów oskarżyło ją o homofobię i nietolerancję. Kontrowersje wśród studentów wywołały tezy głoszone przez profesor na wykładach, wskazujące, m.in. że podstawą rodziny jest związek kobiety i mężczyzny czy negujące aborcję i eutanazję.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się