Pastuszkowie, królowie, owieczki, aniołowie, a przede wszystkim Święte Rodziny - na spotkaniu w Brzęczkowicach nikogo nie brakowało.
W parafii Matki Bożej Bolesnej kolędnicy misyjni podsumowali działalność w okresie okołoświątecznym. Wspólnie uczestniczyli we Mszy św. pod przewodnictwem ks. Grzegorza Wity, dyrektora Papieskich Dzieł Misyjnych Archidiecezji Katowickiej. – Warto popatrzeć na radość na twarzach tych dzieci. Kolędnicy misyjni dają doświadczenie wiary w prostych znakach. To czasem na umyka: pośpiewać, pobyć razem, przygotować coś wspólnie. To integracja wokół Pana Jezusa, czyli Kościół w czystej postaci, żywa Ewangelia – przekonywał ks. Wita.
Po Mszy św. wszyscy udali się na adorację przy żłóbku. Dziękowali za doświadczenie wspólnoty i każde spotkanie, jakie było ich udziałem podczas kolędowania. – Ilu w tym roku młodych wyszło na ulice archidiecezji? A kto to wie? W Świerklanach było 39 grup. W mojej parafii było ich 5. W Orłowcu – 10. Były i takie, które nie zgłaszały swojej działalności. W ubiegłym roku archidiecezja katowicka przekazała najwięcej pieniędzy, czyli 100 tys. Ile udało się zebrać w tym roku, okaże się pod koniec stycznia. Ale to jest tylko część tego, co wiąże się w kolędnikami. Nie wszystko da się nią zmierzyć – oceniał ks. Wita.
W trakcie spotkania w Mysłowicach był również czas na rozmowy i wymianę doświadczeń. – U nas w kolędowanie zaangażowane są Misyjna Liga Misyjna i wspólnota Betania – mówiła Iwona Jas z parafii Matki Bożej Różańcowej w Łaziskach Górnych. – Dzieci wykonują tą najważniejszą pracę, przy wsparciu naszej pani Gizeli. Ona przygotowuje stroje i oprawę. Parafianie są bardzo przyjaźnie nastawieni do kolędników. Niedawno zmieniliśmy formułę – kolędujemy w kościele, po każdej Mszy św. w wybraną niedzielę. I sądzę, że spotkało się to z bardzo pozytywnym odzewem. Kiedy chodziliśmy do domów, nie każdy otwierał drzwi. Poza tym trudno było ustalić godziny, które odpowiadałyby wszystkim. W kościele spotkaliśmy się z zupełnie innymi reakcjami – zauważyła. Obserwacje potwierdzał Jakub. – Jestem w grupie misyjnej od pięciu lat. Ta zmiana jest bardzo pozytywna, ponieważ już tak nie marzniemy, a poza tym widziałem, jak było przykro młodszym dzieciom, kiedy ludzie nie otwierali drzwi. Teraz już nie mamy takich doświadczeń – przekonywał.
Natomiast w Rydułtowach grupy odwiedzają parafian w domach. – Panie katechetki opracowały trasę naszych odwiedzin. Nie było łatwo – nie wszyscy otwierali nam drzwi. Zdarzały się sytuacje, że mówili, że to pomyłka – wspominały Lena i Kamila z parafii Matki Bożej Uzdrowienia Chorych w Rydułtowach. Udało się tam stworzyć 10 grup złożonych z 7 osób.
W tym roku kolędnicy podczas swoich występów zbierali pieniądze na wsparcie dzieci w Amazonii. W Mysłowicach o ich codzienności opowiedziała zgromadzonym Agnieszka Bydym, która przygotowuje się do wyjazdu na misje z kombonianami. Kolędnicy, przygotowując swoje spektakle, również poznali nieco ten region. – Zapamiętałam szczególnie kwestię mojej koleżanki. W naszych jasełkach mówiła o sytuacji mieszkańców Amazonii, którzy muszą uciekać przed pożarami – mówiła Kamila. – W Amazonii ludzie budują domy na specjalnych palach, żeby nie porwała ich powódź. Ta informacja była dla mnie zaskoczeniem. Poza tym transport jest bardzo szczątkowy, więc ciężko dojechać, np. do szkoły. Sądzę, że powinniśmy dziękować, że żyjemy w Polsce, bo dzieci tam mają zdecydowanie trudniej – dodał Jakub.
– Pamiątką wizyty kolędników są takie niewielkie płuca – nawiązanie do zieleni Amazonii – ozdobione zdjęciami dzieci polskich i amazońskich. To też symbol odetchnięcia pełną piersią, choćby po to, by gromko zaśpiewać kolędę – mówił ks. Grzegorz Wita.