Reklama

    Nowy numer 12/2023 Archiwum

Kościołotwórcze

O liniach w zeszycie i o tym, czego potrzebuje misjonarz, mówi ks. Grzegorz Wita, dyrektor Papieskich Dzieł Misyjnych Archidiecezji Katowickiej.

Marta Sudnik-Paluch: Nadzwyczajny Miesiąc Misyjny – ogłoszenie go to chyba naturalna konsekwencja tego, co cały czas powtarza Ojciec Święty, że misje są blisko nas i dla każdego.

Ks. Grzegorz Wita: Papież w „Evangelii gaudium”, czyli w swoim exposé, zaczął o tym mówić i ciągle do tego wraca. Mówi nieustannie o duszpasterstwie misyjnym. Posługuje się jednoznacznymi czasownikami: „zejść z kanapy”, „wychodzić”, „szukać”. I tym właśnie jest misja. Ale żeby wyjść do kogoś, trzeba mieć świadomość tego, co ja posiadam. Do czego chcę zaprosić. Papież w dokumentach związanych z Nadzwyczajnym Miesiącem Misyjnym pisał już nie tylko o Kościele, który ma misję, ale który jest misją. Stąd hasło: „Ochrzczeni i posłani”. Jeśli ochrzczony – to posłany. Nie może być tylko ochrzczony albo tylko posłany. Misja zaczyna się od dynamiki wyjścia.

Ale my o misjach myślimy jak o odległej, trochę niedotyczącej nas rzeczywistości.

Już doszły mnie głosy: „Nie za dużo tych misji?”. A ja sądzę, że taki był zamysł papieża Franciszka. Trzeba zobaczyć, że cały Kościół jest misją. Nie można tego odfajkować raz do roku. To tak samo, jakbyśmy uważali, że po 8 marca mamy z głowy kobiety. To byłoby wielką pomyłką i kłamstwem.

I przed tą pomyłką chroni nas miesiąc misyjny?

Pojawia się pytanie, czy „oswoiliśmy” już misje, czy znaleźliśmy dla nich miejsce. Chociażby przez propozycję, by w trakcie rozważań różańcowych czytać listy od misjonarzy, ich refleksje czy komentarze. Dzięki temu każdy ma możliwość poznania różnych aspektów posłania. W mojej parafii wszystkie grupy, które prowadzą nabożeństwo różańcowe, korzystają z tych materiałów. To pokazuje, że misja może jednoczyć całą paletę różnorodnych formacji. One się realizują i pozostają sobą, ale jednocześnie wypełniają misję. Gdyby po październiku udało się zachować to, że każda grupa winna odkryć ten misyjny pierwiastek, byłby już piękny efekt.

W naszej archidiecezji silnym misyjnym pierwiastkiem są Aniołowie Misji.

Z radością patrzę, jak się to dzieło rozrasta. Jego idea niesie w sobie spostrzeżenie, że misje zaczynają się „tu”, a nie gdzieś daleko. Po drugie Aniołowie pokazują, że nie jesteśmy tylko „zapleczem” dla misji, lecz że z naszej tożsamości żywego Kościoła wyrasta realizacja misji. W pewnym wymiarze to również bycie misjonarzem przez modlitwę i pomoc materialną. Stajemy się podmiotem misji, a nie tylko wsparciem. Dodatkowo doświadczamy pewnego powiązania. A stąd już o krok do jak najbardziej realnego odkrywania Kościoła jako wspólnoty. Anioł jest posłany, a towarzysząc, realizuje swoją naturę.

Aniołowie są w bardzo różnym wieku.

Są aniołki, aniołowie i archaniołowie. (śmiech) Każdy może zostać Aniołem Misji. Trudno powiedzieć, ilu nas jest, bo są klasy czy wspólnoty, które zgłosiły swój udział za pośrednictwem przedstawicieli. W Czyżowicach powstały kręgi gromadzące po 12 rodzin. Jest ich już 10. I co miesiąc inna zbiera fundusze i je przekazuje. Rozliczają podatek od darowizny, a pozyskany odpis trafia również na misje. To bardzo praktyczny sposób. Mocno angażują się także osoby starsze i chore. Jak mówią, czują się ważne i potrzebne. Ktoś ostatnio w rozmowie o misjonarzach z Zambii powiedział: „To są moi misjonarze”. Nawet jeżeli nie wychodzę z domu, mogę mówić o „moich misjonarzach w Afryce”, bo jestem ich aniołem. Pomysł Aniołów Misji to dwukierunkowa struktura, która umożliwia wzajemne relacje z misjonarzem. Nie ma tu retoryki: „dajcie”, jest zaproszenie. To moim zdaniem jest kościołotwórcze.

Towarzyszycie w bardzo konkretnych projektach misjonarzy – budowaniu pomieszczeń czy organizowaniu kursów.

Wiele osób docenia to, że mogą wybrać konkretny projekt. Czują się partnerami, poznają misjonarza, jego działanie. Podejmują decyzję, angażują się i są za to odpowiedzialni. Tu kryją się podmiotowość i wspólnotowość. Myślę, że takie lokalne projekty, które angażują tu i teraz i promieniują na misje, będą zmieniać świadomość.

Dlaczego projekty, a nie np. zbiórki tu na miejscu?

Czasem różne fundacje, pełne dobrych chęci, nie trafiają z ofertą pomocy. Na przykład zbiórka zeszytów prowadzona dla szkoły w Afryce, żeby dzieci miały na czym pisać. Dużo udało się ich pozyskać. Za niemałe pieniądze zostały przetransportowane, opłacono cło. Okazało się jednak, że są niepotrzebne, bo w afrykańskich szkołach dzieci są uczone pisać w liniach o innym rozstawie. Dlatego dajemy pierwszeństwo rozeznaniu potrzeb przez misjonarzy. To pozwala uniknąć takich nieporozumień.

Nadzwyczajny Miesiąc Misyjny ma być początkiem. Jak daleka droga przed nami?

Jan Paweł II w „Redemptoris missio” w prorocki sposób napisał, że misje są dopiero na początku drogi. To trochę uspokajające (śmiech) albo raczej kojące, bo mamy świadomość, że dopiero zaczynamy przygodę. Ale chodzi przede wszystkim o sumienie, odwagę i świadomość nas wszystkich, katolików.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy