Reklama

    Nowy numer 12/2023 Archiwum

Piętno

Pufy z otwieranym siedziskiem i schowkiem w środku. Kotara z drewnianych koralików w drzwiach. „Śnieżący” i ciężkawy monitor z olbrzymim komputerem na dyskietki. To atrybuty miejsc, w których rodził się hip-hop.

Rap to muzyka, która wielu odpycha. W latach 90. XX wieku była dla młodych w Polsce, w tym na Śląsku, sposobem na bunt przeciwko rzeczywistości i jednocześnie pokazaniem zachodniego sznytu. Co ważne, polscy przedstawiciele gatunku nie przejmowali bezrefleksyjnie wszystkiego, co wiązało się w tym czasie z amerykańskim hip-hopem. To był raczej pretekst do wyrażenia frustracji, której źródło upatrywali w otaczającym ich świecie.

Sam gatunek zrodził się w latach 70. XX wieku w Stanach Zjednoczonych. Od początku jego tłem było zaangażowanie w walkę z rasizmem. W środowisku ubogich Afroamerykanów stanowił często podstawową formę wypowiedzi. O śląskich wątkach tego muzycznego fenomenu opowiada wystawa „Zajawka. Śląski hip-hop 1993–2003”, którą można zobaczyć w Muzeum Śląskim. – Każdy element tej wystawy jest zrobiony z jakąś osobą ze środowiska hip-hopowego, która albo wywodzi się z tej grupy, albo dalej w niej jest – podkreśla Alicja Knast, dyrektor Muzeum Śląskiego.

Na wystawie zwiedzanie zaczynamy, wchodząc w długi i wąski korytarz upstrzony graffiti. Przywodzi na myśl klatki schodowe znane mieszkańcom polskich blokowisk – miejsca, w których czas wolny spędzały rzesze młodych ludzi. (Kto dziś pamięta o kategorii blokersa?). Korytarz wprowadza nas w świat, w którym raperzy stawiali swoje pierwsze kroki. Są zatem pieczołowicie odtworzone pokoje z mieszkań z tamtych lat i półki pełne kaset magnetofonowych. Są teledyski, które wtedy wydawały się brutalnym wejściem w uporządkowany, pełen profesjonalnych tancerzy i układów choreograficznych świat MTV. Dziś, gdy ludzie telefonem kręcą relacje z tego, jak spędzają swój wolny czas, i publikują je w internecie, klipy nieco trącą myszką. Pokazują jednak dobitnie, jak inni w środowisku muzycznym byli hip-hopowcy, którzy swoją muzykę opatrywali obrazem bez nadmiernej kreacji. Pokazywali się w naturalnym anturażu, bez wystudiowanych kroków tanecznych czy wymyślnych stylizacji. A jeśli już o modzie mowa – wystawa pozwala również na sentymentalną podróż do szafy pełnej sportowych bluz i za dużych spodni.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy