Służba dla Śląska i Polski nie zakończyła się wraz z wytyczeniem nowej granicy. Byli uczestnicy zrywu włączyli się w rozwój swojego województwa. Nikt nie przypuszczał, że po kilkunastu latach przyjdzie im znów chwycić za broń...
Alfons Zgrzebniok, dowódca dwóch pierwszych powstań śląskich, w 1923 r. założył organizację kombatancką wspierającą byłych powstańców i ich rodziny. Związek Powstańców Śląskich wywierał bardzo duży wpływ na życie mieszkańców regionu. Trudno byłoby dzisiaj znaleźć organizację społeczną dorównującą mu rozmachem.
Na czele ZPŚ stał Zarząd Główny z siedzibą we własnym budynku – przy ul. Młyńskiej 47 w Katowicach. Komendantem był Emanuel Tomanek, naczelnik gminy w Lipinach. W czasie walk we wrześniu 1939 r. dowodził batalionami samoobrony powstańczej. W terenie związek dzielił się na powiaty, a te – na bataliony, kompanie i plutony. Poza powiatami z województwa śląskiego były także powiaty tzw. uchodźcze, zrzeszające powstańców z miast, które znalazły się w granicach Niemiec – jak Bytom czy Gliwice. Bataliony liczyły po ok. 800 członków, większość z nich miała mundury związkowe. Były to zielone kurtki mundurowe z niebieską lub białą koszulą i rogatywki.
W związku istniały dwie kategorie członków. Do pierwszej należeli uczestnicy któregokolwiek z powstań śląskich, do drugiej – pozostali. Liczba członków zmieniała się, ale było to ok. 30 tys. osób. Do związku należeli wszyscy śląscy senatorowie i posłowie, ale 90 proc. stanowili robotnicy i drobni rolnicy.
Narty w Wiśle
Związek wspierał swoich członków w szukaniu pracy i udzielał im pomocy materialnej. Wydawał też miesięcznik „Powstaniec Śląski”. W samym tylko 1935 r. zorganizował po nad 800 referatów, 700 przedstawień teatralnych i 1500 różnych obchodów uroczystości i rocznic. W terenie działało ponad 160 świetlic związku.
Cel tej organizacji chyba najlepiej wyraża jedno ze statutowych zadań: „Jest rdzeniem społeczeństwa polskiego na Śląsku, na którym oparła się wszelka twórcza inicjatywa w sensie narodowym i państwowym”.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się