Poruszające opowieści związane z tą Ślązaczką w drodze na ołtarze przechowują mieszkańcy co drugiego domu w Raciborzu-Brzeziu. Także ponad 80-letnia Teresa Rut Knura.
Teresa mieszka blisko kościoła w Brzeziu. W 1941 roku miała trzy latka. To, co się wtedy zdarzyło, zna jednak doskonale, bo bardzo często opowiadała o tym jej mama, Paulina Błaszczok. To opowieść związana z siostrą Marią Dulcissimą Hoffmann rodem ze Zgody, dzisiejszej dzielnicy Świętochłowic.
Dulcissima ze Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej, czyli marianek, zmarła w Brzeziu w 1936 roku jako zaledwie 26-latka. Spowiednicy Dulcissimy, inne siostry z Brzezia oraz mieszkańcy wsi byli wtedy głęboko przekonani, że żegnają świętą. Na jej pogrzeb wszyscy ubrali się na biało; jej trumnę, jak na ślubie, prowadziły do grobu druhny.
Siostra się śni
Dulcissima rozmawiała w snach ze św. Teresą, a czasem także z Jezusem i Maryją. Teresa uczyła ją, jak stawać się świętą w codzienności. Ludzie twierdzą, że wokół tej zakonnicy działo się mnóstwo niezwykłych wydarzeń.
Ku zdumieniu lekarzy do zdrowia wracali ludzie, za których się modliła i za których się ofiarowywała. Powiedziała, że chce oddać własne oczy chłopcu, który stracił wzrok i słuch – wkrótce on je odzyskał, ona oślepła. Mówiła o rzeczach, które dopiero nadejdą – na przykład o wojnie, i o sprawach ważnych dla konkretnych ludzi. Bardzo często modliła się za księży. Kochali ją zarówno polscy, jak i niemieccy Ślązacy.
Gdy wybuchła II wojna światowa, Brzezie zostało włączone do Niemiec. Pięć lat po śmierci siostry w tej wsi, w której wszyscy się znali, pojawiła się nieznajoma, elegancko ubrana kobieta. Był rok 1941. – Ta pani podeszła do mojej mamy, Pauliny Błaszczok, która akurat szła po wodę w stronę szkoły. Powiedziała mamie: „Czy leży tu jakoś siostra zakonno, co cuda umi robić?”. Moja mama odpowiedziała: „Ja, tu na cmentarzu. To pódźcie, jo was zawiedam”. Ta pani przyjechała z głębi Niemiec. Opowiedziała mamie, że jej synowi, który został ciężko ranny na wojnie, przez trzy noce z rzędu śniła się ta siostra zakonna i cała droga do Brzezia. Ten syn powiedział w końcu: „Mama, jedź tam. To jest na Śląsku” – mówi Teresa Knura.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się