Reklama

    Nowy numer 12/2023 Archiwum

Odsłony pięknego życia

W piątek oktawy Świąt Wielkanocnych z udziałem abp. Damiana Zimonia odbył się pogrzeb dr Anny Liskowackiej. Spoglądałem przez ołtarz i trumnę zmarłej na twarze uczestników tej żałobnej uroczystości.

Rozpoznałem tu osoby, które przed czterdziestu laty tworzyły „aktyw” wspólnoty parafii mariackiej w Katowicach. Jej proboszczem wówczas był późniejszy pasterz archidiecezji katowickiej abp Damian Zimoń. Ja byłem wikariuszem i uczestniczyłem w bogatym życiu tej wspólnoty. Zewnętrznym przejawem tego, co nurtowało ją od wewnątrz, była potrzeba gromadzenia się ludzi przed kościołem po niedzielnej Eucharystii. Odczuwali potrzebę spotykania się ze sobą, bezpośredniej rozmowy ze swoim proboszczem. A dla mnie jako wikarego była to okazja „przechwycenia” niektórych osób spośród młodzieży licealnej i akademickiej. Bo były zadania do wykonania w parafii i bez pomocników, których najłatwiej było spotkać w niedzielę, trudno było podołać samemu.

Znalazłem życzliwość w kręgu współpracowników ówczesnego proboszcza, który podzielił się ze mną swoją przyjaźnią z Anną i jej mężem, ufając, że wyjdzie mi to na dobre. I tak się stało – myślę po latach, spoglądając na trumnę Anny. (Przed dziesięciu laty pożegnaliśmy jej męża Jarosława.)

Moje życie kapłańskie w ich towarzystwie nabrało pewnej ogłady. Emanowała z tych kontaktów zwyczajność w dzieleniu się radością życia i poczucie odpowiedzialności za ludzi i te wartości, które sobą reprezentowali. A ta zwyczajność miała piękne odsłony. Jako młode małżeństwo zdobyli pierwsze mieszkanie. Nie mieli w nim nawet łóżka. Ale był dywan, w który owinięci przeleżeli tak całą noc. „Nigdy potem nie byliśmy bardziej szczęśliwi” – opowiadali. Zwyczajność ma swoje przełomy. W życiu Anny i Jarosława była to Pierwsza Komunia Święta córki, która zbliżyła ich do parafii i jej proboszcza. Mieszkali już wtedy na terenie parafii mariackiej w Katowicach, w budynku obecnego Muzeum Historii Katowic. Było im blisko do kościoła i blisko było do nich.

Tematyczne spotkania w kręgu rodzin i spotkania w kręgach rady parafialnej, parafialnej Caritas – to były pierwsze przejawy późniejszego zaangażowania się Anny w życie już nie tylko parafii, ale i całej diecezji. Znajdowała w tym zaangażowaniu pełną akceptację swojego męża. Oni właściwie wyrośli jako młodzi małżonkowie w klimacie „zaczynu” soborowego, pomysłów i inicjatyw, które charakteryzowały atmosferę drugiej połowy lat siedemdziesiątych, wyprzedzających wybór Jana Pawła II i powstanie Solidarności. Na swoim poletku obserwowałem wtedy wielką aktywność duszpasterstwa akademickiego, ruchu oazowego, sacrosongów.

Kiedy spoglądałem na twarze uczestników pogrzebu Anny, nie widziałem jednak niektórych osób. Brakowało mi pani Mierzwianki, Konopczyny (tak nazywano panią Konopka), Sobańskich, profesora Janusza Dietricha. Nie stanął w koncelebrze przy ołtarzu dawno zmarły ksiądz Oskar Thomas. Żywi ludzie w mojej pamięci, których imion nie sposób pominąć, mimo że odeszli w cień. Nie „historia”, lecz oni tworzyli dzieła, w których Anna była żywo obecna już na szerokim forum życia diecezjalnego.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy