Reklama

    Nowy numer 13/2023 Archiwum

Elf bez tajemnic

Kto pilnuje, czy maszynista nie zasłabł, jak duży silnik ma pociąg i po co mu minipiasecznica – sprawdziliśmy w bazie Kolei Śląskich.

Śląski przewoźnik był pierwszym użytkownikiem drugiej generacji Elfów z bydgoskiej Pesy. W nowoczesnych składach zajrzeliśmy do miejsc, których pasażerowie na co dzień nie widzą.

Za szklanymi drzwiami

Przechodzimy na czoło najnowszego pociągu Elf II. Za szklanymi drzwiami znajduje się miejsce strzeżone jak kokpit samolotu. W czasie jazdy nikt niepowołany nie może tu wejść. Drzwi się otwierają i widzimy za oknem prosty tor, a bliżej przyciski, wyświetlacze. Brakuje... kierownicy. Oczywiście jest zupełnie niepotrzebna, skoro pociąg jedzie po torze. Po prawej joystick jak w grze komputerowej.

– To zadajnik jazdy – tłumaczy Lesław Mędrzak, maszynista i instruktor. Gdy popchniemy drążek do przodu, pociąg zaczyna jechać coraz szybciej. Gdy do tyłu, zacznie hamować. − Trzeba to zrobić delikatnie, aby nie poprzewracać wszystkich pasażerów – wyjaśnia instruktor.

Ale zaraz. Skoro ruszanie i hamowanie odbywa się ręką, to po co pod nogami maszynisty kryje się pedał? To jeden z elementów bezpieczeństwa. W czasie jazdy musi być stale wciśnięty. Co pewien czas zapala się też żółta lampka, którą trzeba wyłączyć – znak, że maszynista czuwa i wszystko jest w porządku. Jeżeli jednak nie zareaguje, zacznie się automatycznie hamowanie awaryjne. Na panelu po lewej stronie podgląd z kamer, przyciski otwierania drzwi czy pulpit informacji wyświetlanych na zewnątrz maszyny. Brak jednak pasów bezpieczeństwa czy poduszek powietrznych.

– W razie niebezpieczeństwa maszynista najpierw musi zadbać o pasażerów, zacząć hamowanie awaryjne, a dopiero wtedy uciec do tyłu na korytarz. Jak na okręcie, schodzi z posterunku ostatni – wyjaśnia pan Lesław.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy