Reklama

    Nowy numer 12/2023 Archiwum

Keep walking

W cztery miesiące przeszedł przez siedem krajów, z Katowic do Santiago de Compostela i na koniec świata. W nogach ma blisko 3,5 tys. km. Po co Szymon poszedł na Camino?

Odpowiedź na to pytanie nie jest taka prosta. Podobnie jak przebyta przez niego droga. Szymon Szkółka z Imielina w ciągu blisko czterech miesięcy samotnej wędrówki załapał się na prawie wszystkie pory roku (śnieg dopadł go w... Hiszpanii), średnio szedł po 30 kilometrów dziennie z plecakiem ważącym co najmniej 12 kilogramów.

Powerbank z intencjami

Na szlak świętego Jakuba ruszył w połowie lipca, wrócił w połowie listopada ubiegłego roku. – Miałem dwa początki mojego Camino. Najpierw ruszyłem od dominikanów w Katowicach, nie miałem już wtedy mieszkania, oddałem klucze. Potem, dzień później, ruszyłem z mojego rodzinnego domu w Imielinie – wyjaśnia. Na Camino zaprowadziły go niełatwe doświadczenie życiowe oraz misja, jaką sam sobie obrał.

– To jest moja pierwsza tuba, którą przywiozłem z Santiago w 2016 r. – mówi, pokazując nieco zniszczony już owalny kawałek papieru. – W środku miałem wtedy Compostelę (zaświadczenie o przejściu szlaku św. Jakuba – przyp. red.), a tym razem w tej tubie niosłem intencje moich bliskich i ludzi, których spotkałem po drodze. Ta tuba to był mój powerbank – uśmiecha się. – Jak miałem kryzys, to myślałem sobie o tym pudełku. Tuba załadowana była po brzegi. Intencji było 155, liczyłem je, ale ich nie czytałem, nie chciałem tego robić – opowiada. – Parę z nich znałem, bo ludzie sami mówili mi o nich. Dwóch niestety „nie doniosłem”. Pierwsza z nich jest szczęśliwa – Janek miał urodzić się parę dni po moim dojściu, ale jest wcześniakiem. Druga była o zdrowie znajomej. Niestety „nie doniosłem” tej intencji. To było jedno z trudniejszych doświadczeń na tej drodze... Tuba z karteczkami towarzyszyła Szymonowi aż do Santiago. Do Polski wróciło samo opakowanie. – Karteczki zostawiłem w katedrze pod grobem św. Jakuba. Jest tam krypta, w której akurat wtedy byłem sam. Postanowiłem, że tam zostawię intencje; zastanawiałem się tylko, jak je wyciągnę. Masa karteczek, wszystko upchane po brzegi. Na szczęście okazało się, że jakiś pielgrzym zostawił tu swój kij. Wepchnąłem więc ten kij do środka tuby, a intencje wyleciały jak konfetti – śmieje się. Do podróży Szymon zaczął się przygotowywać dwa miesiące przed startem. – Ćwiczyłeś kondycję? – pytam. – Tak, chodziłem do pracy, 7 km w jedną stronę, ale przed Camino nie trzeba szczególnie trenować – ocenia.

« 1 2 3 4 5 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy