Diecezjalny etap procesu kanonizacyjnego siostry Dulcissimy ma się zakończyć już 18 maja.
Z tej okazji w Raciborzu-Brzeziu, gdzie swoje ostatnie lata spędziła ta niezwykła dziewczyna, 18 maja odbędzie się uroczysta Msza św. Zacznie się o 10.00 w kościele Świętych Apostołów Mateusza i Macieja.
Dzienniczek do Rzymu
Diecezjalny etap procesu kończy się, bo zeznania świadków zostały już spisane, a potrzebne dokumenty zgromadzone i przetłumaczone na włoski. Są wśród nich listy siostry Dulcissimy oraz prowadzony przez nią dzienniczek.
Podobnie jak żyjąca w tym samym czasie św. Faustyna, także śląska mistyczka zniszczyła swoje początkowe zapiski. Wypełniła w ten sposób żądanie jednej z przełożonych, która powątpiewała w nadprzyrodzony charakter doświadczeń Dulcissimy. Na szczęście ocalały późniejsze zeszyty.
Wszystkie zebrane w Polsce materiały zostaną teraz przekazane watykańskiej Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych.
W Rzymie z tych materiałów powstanie tzw. positio, czyli księga poświęcona życiu i cnotom Dulcissimy. Trafi do Ojca Świętego, który może wydać dekret o heroiczności cnót Ślązaczki. Kiedy te warunki zostaną spełnione, wystarczy poczekać na cud.
W przypadku Dulcissimy nie powinno być z nim problemu. Są tacy święci, którzy wypraszają u Pana Boga wiele uzdrowień. Ludzie, którzy są zafascynowani Dulcissimą, twierdzą, że ze śląską kandydatką na ołtarze też tak jest. Wiele osób jest przekonanych, że ta dziołcha ze Zgody, dzisiejszej dzielnicy Świętochłowic, wymodliła im zdrowie. I wciąż zgłaszają się kolejni.
Jedną z takich osób jest pani Alberta spod Chełma Lubelskiego, która cierpiała na bardzo ciężką astmę. W 2000 r. przeczytała o Dulcissimie w „Małym Gościu Niedzielnym”.
W nocy przyszedł kolejny atak. Powiedziała z płaczem: „Boże, jeśli to prawda, co piszą w »Małym Gościu«, przyślij siostrę Dulcissimę, niech mnie wyleczy”. Zapadła wtedy w dziwny sen, w którym zobaczyła kobietę w czarnym habicie, uciskającą jej oskrzela. „Myślałam, że ta kobieta mnie udusi” – mówiła później „Małemu Gościowi”. Twierdzi, że otwierając oczy, widziała jeszcze oddalającą się postać w habicie. Wciągnęła głęboko powietrze – astma zniknęła bez śladu.
Przestała chodzić do lekarza, bo nie miała takiej potrzeby. Pojechała tam dopiero po ośmiu miesiącach, kiedy siostry Maryi Niepokalanej poprosiły, żeby się zbadała. Zdumiony doktor powiedział jej: „Myślałem, że pani umarła”.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się