Zmarły kapłan miał 41 lat. Od kilkunastu lat pracował w Czechach w parafii Trhové Sviny.
Pochodził z Mysłowic. Miał czworo rodzeństwa. Święcenia kapłańskie przyjął 10 maja 2003 roku. Po dwóch latach kapłaństwa został duszpasterzem w Czechach. Był proboszczem dla czterech parafii: w Trhovych Svinach, Olesznicy, Beneszovie nad Czerną i Żumberku.
- Na moim terenie jest 7 kościołów i kilkanaście kapliczek, w których przynajmniej raz w roku odprawiam Mszę Świętą - opowiadał w jednym z wywiadów. - Do tego dochodzi jeszcze dom seniora na Chvalkovie, gdzie jeżdżę z posługą sakramentalną, kiedy tylko po mnie zadzwonią, oraz w co drugi wtorek na Mszę Świętą.
Ksiądz Marcin był bardzo lubiany, zarówno przez przyjaciół z Polski, jak i parafian w Czechach. Mówili o nim: "Nasz pasterz, nasz Pan Fararz, nasz kochany Marcin”. Cenili go za otwartość, dobroć, komunikatywność, poczucie humoru i miłość, którą im okazywał.
"Jestem dorosła i dopiero niedawno odkryłam, że Boga nie trzeba się bać, że przebacza i jest miłosierny - mówiła jedna z czeskich parafianek ks. Marcina w rozmowie z tygodnikiem "Idziemy". - Dzięki księdzu Marcinowi poznaliśmy inne oblicze Pana Boga, dobrego i miłosiernego".
Informacje o pogrzebie ks. Marcina Żelaznego zostaną podane w najbliższym czasie.
Wieczny odpoczynek racz mu dać, Panie...