Był 23 grudnia 1985 r. Ksiądz oficjał jechał z Katowic do Bojszów Nowych, by pomóc w przedświątecznym spowiadaniu. Nagle kierowcę w samochodzie coś zaniepokoiło. – Co tu tak cicho? – spytał. – Zaraz będzie głośno... – padła odpowiedź.
Tak, nagle, atakiem serca, zakończyło się 56-letnie życie ks. Stanisława Bisty. Często powtarzał: „Przypadek to jest to, co przypada nam od Pana Boga”. Wychowawca seminaryjny, prawnik, oficjał sądu… Przede wszystkim ksiądz. Dla wielu po prostu Stanisław. Gdy zaczął chorować i tracić wzrok, nagrał dla przyjaciela „list mówiony”. Znalazły się w nim takie słowa: „Jest to (…) jakaś wielka radość, że jest obojętne, czy siedzi się za oficjalskim biurkiem, czy za katedrą wykładowcy w seminarium, czy siedzi się w konfesjonale w seminarium, czy gdzie indziej, czy wreszcie przebywa się w domu, odbywając tak zwaną kwarantannę przepisaną przez lekarza – to wszystko można przecież dać i ofiarować, przekazać”. Kilka miesięcy przed śmiercią, podczas Mariapoli – rekolekcji letnich Ruchu Focolari – mówił: „Moje powołanie urodziło się przez Maryję, Ona mi dała swego Syna, żebym Go uobecnił. Kiedy byłem już księdzem (…) poznałem Jej Dzieło, Dzieło Maryi [oficjalna nazwa Ruchu Focolari – przyp. D.S.]. Miałem wtedy już 16 lat kapłaństwa. I tam powiedziano mi, że jest coś takiego jak wybór Boga. Powiedzieć księdzu, żeby Boga wybrał! – dobra rzecz, co?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.