Poznali się podczas Światowych Dni Młodzieży w Polsce: on – Honduranin, ona – Polka. W Niedzielę Świętej Rodziny chcą sobie powiedzieć sakramentalne „tak”. Ich historia pokazuje, że nie ma rzeczy niemożliwych.
Niespokojna dusza
Rzeczywiście, także Marysia przed ŚDM przeżywała trudniejszy czas w swoim życiu. I nie tylko o pracę magisterską chodziło. – Coraz bardziej zdawałam sobie sprawę z tego, że jestem grzesznikiem. Wbrew temu, co o sobie wcześniej myślałam. Długo szukałam swego miejsca na ziemi. Jeździłam po różnych krajach. Próbowałam studiować na wielu uczelniach. Wchodziłam też w relacje z chłopakami, szukając szczęścia. Ale kiedy tylko odkrywałam, że wcale nie jestem taka idealna, bardzo szybko uciekałam. A to do innego kraju, a to do innego miasta. Zaczęłam zdawać sobie sprawę z tego, że gdy sama zaczynam układać sobie życie, wtedy ono mi się coraz bardziej rozwala. I że najbezpieczniej byłoby oddać pałeczkę Panu Bogu. Zaczęłam wtedy gorliwiej się modlić. Czułam też duże wsparcie duchowe wspólnoty. Po ludzku miałam już wszystkiego dosyć. Po prostu nie miałam odwagi, by wejść znowu w jakąś nową relację. Dlatego to dziwne, że zwróciłam uwagę na Yaaziela – opowiada Marysia. Wkrótce obroniła magisterium. Podjęła pracę. Połowę wypłaty zaczęła odkładać, żeby Yaaziel mógł znów przyjechać do Polski. W sumie to oboje zaczęli oszczędzać, choć nie wiedzieli jeszcze co dalej: gdzie będą mieszkać, jak będą żyć... W ten właśnie sposób przygotowywali się na każdą ewentualność.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się