Dlaczego warto chodzić na randki w małżeństwie i jacy są mieszkańcy kraju stepów, opowiadają Gabriela i Józef Sobczykowie z Domowego Kościoła z Rudy Śląskiej.
– Na rekolekcje przyjeżdżaliśmy z innymi małżeństwami animatorów, by pokazać, jak buduje się wspólnotę. To, jak myśmy podchodzili do dyżurów takich jak sprzątanie czy zmywanie, budziło opór mężczyzn. Raz pewna córka, widząc swojego tatę w trakcie dyżuru, zrobiła mu zdjęcie – opowiada Józef Sobczyk, dodając, że w tym roku o zaangażowanie mężczyzn w posługę przy dyżurach było o wiele łatwiej. – Początkowo widać też było, że ojcowie nie interesowali się dziećmi (zwykle to mama zajmuje się dzieckiem), a potem w trakcie rekolekcji brali synów na kolana i rozmawiali z nimi. Przykład animatorów i to, o czym mówiło się na konferencjach o miłości w rodzinie, sprawiały, że te relacje się polepszały – uzupełnia Gabriela. Innym problemem kazachstańskiego społeczeństwa jest liczba aborcji i alkoholizm. Dlatego gdy na rekolekcjach opowiadano o Krucjacie Wyzwolenia Człowieka, wielu uczestników miało poczucie, że to jest coś, czego szukali – wstrzemięźliwość od alkoholu w intencji uwolnienia innych.
Pod kościołem w Szczucińsku jest sala, w której małżonkowie spotykają się co miesiąc na randkach. Można powiedzieć, że randki są owocem rekolekcji Domowego Kościoła. – Każda para ma swój stolik i możliwość rozmowy. Jest kawa, herbata, puszczona muzyczka. Zapłatą za wszystko jest modlitwa. Na koniec randki dostaje się rachunek. Na przykład: sześć „Zdrowaś, Maryjo” za kawę – mówi Gabriela. – Są małżeństwa, które mówią, że na takiej randce były dopiero pierwszy raz. Oni nawet jak byli narzeczonymi, to rozmawiali tylko na spacerze. Nigdy nie usiedli do stołu, by patrzeć na siebie i rozmawiać – mówi Józef.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się