– Chodzi o spotkanie z Jezusem – mówi ojciec Tomasz Maniura OMI o Festiwalu Życia, podróży do Santiago de Compostela i otwartości na podróżowanie z wiarą… w jakiejkolwiek formie.
W Kokotku wciąż nie milkną echa zorganizowanego tam po raz pierwszy Festiwalu Życia, na którym w lipcu około 700 młodych ludzi z całego województwa śląskiego bawiło się i przeżywało wiarę. Tymczasem kiedy ukazuje się ten numer „Gościa”, organizator festiwalu o. Tomasz Maniura OMI jest wraz z rowerzystami NINIWA Team na kolejnej, już 12. wyprawie – w tym roku do Santiago de Compostela. Przed wyjazdem zdążyliśmy zapytać go o podsumowanie festiwalu oraz plany na tę i kolejne wyprawy – nie tylko rowerowe. Ponad miesiąc po Festiwalu Życia, kiedy kurz już opadł i wszystkie sprawy organizacyjne ucichły, wydarzenie to otrzymuje pozytywną ocenę.
– Było bardzo dużo energii, braterstwa i wspólnoty ludzi wierzących, zjednoczonych wokół Jezusa. Cieszyliśmy się świętem życia, które mamy od Boga, i Jego obecnością pośród nas. Dzisiaj jesteśmy wdzięczni i dziękujemy za to wszystko, co się wydarzyło – zapewnia o. T. Maniura i deklaruje, że „pierwszy Festiwal Życia w Kokotku zwiastuje kolejne, bo atmosfera jest bardzo dobra, a jednocześnie udało się to ogarnąć od strony organizacyjnej”. Przygotowania do przyszłorocznej edycji ruszą tuż po wakacjach.
Wezwani do życia
Wbrew pozorom udany przebieg imprezy stawia przed organizatorami jeszcze większe wyzwania. – Na pewno trzeba pilnować, żeby nie spocząć na laurach i żeby po pierwszym festiwalu drugi był jeszcze lepszy. A wiemy, że oczekiwania uczestników będą wzrastać… Podobnie jest z wyprawą rowerową. To, że przejechaliśmy 11 wypraw, nie oznacza, że 12. sama się elegancko przejedzie – zauważa o. Tomasz. I na tym nie kończy porównywania tych dwóch rzeczywistości. – Wyprawę, nawet bardziej niż festiwal, tworzą ludzie, bo tam nie będzie przygotowanych konferencji, programu itd., tylko trzeba jechać. Ale w głębszym sensie w obu przypadkach chodzi o to samo – o spotkanie z Jezusem. I festiwal, i wyprawa są wezwaniem do życia takiego, by dać się prowadzić Bogu. Na pewno trzeba będzie podołać wysiłkowi fizycznemu, ale to jest zewnętrzna trudność. Bo jeśli to, co najważniejsze, jest dobrze poukładane w głowie i w sercu, to wtedy ten wysiłek jest do przeskoczenia – podkreśla.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się