Równolegle rozwijały się w nim dwa powołania. Ożenił się, wychował dzieci i... otrzymał święcenia.
Wszyscy myśleli, że będzie księdzem. Rodzice, księża w parafii, koledzy ministranci. – A ja wiedziałem, że Bóg chce, żebym zbudował szczęśliwą rodzinę; miał żonę, dzieci – opowiada Krystian Kukiełka z Bytomia. Jednocześnie czuł, jak równolegle do pragnienia małżeństwa rozwija się w nim powołanie do wyjątkowej służby Bogu. Tylko jak to pogodzić? Był początek lat 80. ubiegłego wieku. W socjalistycznym kraju mało kto słyszał o diakonach stałych. Co prawda instytucję stałego diakonatu Sobór Watykański II przywrócił w Kościele już w latach 70., ale w Polsce taka możliwość istnieje dopiero od 2001 roku. – A ja chyba już od dzieciństwa czułem, że to jest też moja droga – wyznaje Krystian. – Pamiętam, jak bardzo byłem poruszony, kiedy sobie uświadomiłem, że drugiego dnia świąt Bożego Narodzenia wspominamy męczeństwo św. Szczepana – diakona. Tu choinka, światełka, maleńki Jezus w żłóbku, a z drugiej strony – brutalne zabójstwo człowieka, który oddał się na służbę Jezusowi i pierwszemu Kościołowi. Zrozumiałem, że to jest właśnie prawdziwe chrześcijaństwo. Swoją żonę poznał... przy ołtarzu.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.