- Wstrząs, który doprowadził do katastrofy, był nie do przewidzenia - mówił po posiedzeniu komisji badającej tąpnięcie w "Zofiówce" dyrektor Zbigniew Rawicki.
- Do momentu katastrofy wszelkie prognozy dotyczące zagrożenia tąpaniami w tym rejonie pokrywały się z rzeczywistością - mówił Z. Rawicki, przewodniczący komisji i dyrektor Departamentu Górnictwa Wyższego Urzędu Górniczego. Dodał, że ten wstrząs i jego wielkość były dla specjalistów zaskoczeniem. - Dla zobrazowania: siła wstrząsu była tak duża, że kombajn górniczy, ważący kilkadziesiąt ton, został wbity w strop wyrobiska w taki sposób, że góra tego kombajnu została spłaszczona - tłumaczył w czasie briefingu prasowego w siedzibie WUG w Katowicach.
O postępach prac komisji, która zebrała się dzisiaj w Katowicach, poinformował jej przewodniczący Zbigniew Rawicki. Marcin Iciek /Radio eM
25-osobowa komisja ma za zadanie m.in. zbadać przyczynę wstrząsu z 5 maja. Specjaliści w zakresie tektoniki mają znaleźć odpowiedź na pytanie, czy był on wywołany eksploatacją górniczą, czy też było to naturalne trzęsienie ziemi.
Przewodniczący komisji mówił 27 czerwca dziennikarzom, że akcja ratownicza w "Zofiówce" była jedną z najtrudniejszych w powojennym polskim górnictwie. Powodem było zniszczenie przez wstrząs ok. 800 m wyrobisk, częściowe zalanie ich wodą oraz wydzielenie się w czasie wstrząsu do kopalnianej atmosfery ogromnej ilości - około 0,5 mln m sześc. - metanu.
Przed komisją kolejne badania, kolejne analizy a także odsłuchanie... kilkusetgodzinnych nagrań, po to by ocenić prawidłowość prowadzenia akcji ratowniczej. Marcin Iciek /Radio eM
Wstrząs, który 5 maja potężnie zakołysał blokami w Jastrzębiu-Zdroju, do najstraszniejszych zniszczeń doprowadził po ziemią, w kopalni "Zofiówka". Spąg, czyli podłoże, wybrzuszył się, zostawiając tylko około 70 cm prześwitu pod stropem chodnika. A pierwotnie ten chodnik miał 420 cm wysokości.
W zagrożonym rejonie 900 m pod ziemią pracowało 11 górników. Czterech z nich wyszło stamtąd o własnych siłach. Dwaj kolejni przetrwali cudem - najpierw pokonali pół kilometra, przedzierając się ciasnym prześwitem, który dodatkowo tarasowały pogięte metalowe elementy. Wokół nich stężenie metanu przewyższało 40 proc. Gdy zabrakło tlenu w aparatach ucieczkowych, odszukali lutniociąg, czyli rurę z powietrzem, i rozszczelnili go. Tam doczekali, aż przyjdą po nich ratownicy.
Niestety, w kolejnych dniach wyjątkowo trudnej akcji ratownicy znajdowali już tylko ciała. Wstrząs z 5 maja doprowadził do śmierci 5 górników.
Przed spotkaniem prezes Wyższego Urzędu Górniczego, Adam Mirek, mówił dla Radia eM, że wstępnym terminem zakończenia prac jest 10 sierpnia. Marcin Iciek /Radio eM