– Chciał już umrzeć. Jedynym jego marzeniem przed śmiercią było odwiedzić kolegów w domu księży emerytów. Wypić kawę, porozmawiać, nacieszyć się wspólnotą kapłańską – mówi ks. Krzysztof Bąk, jego kolega z rocznika.
To on wygłosił homilię na pogrzebie śp. ks. Andrzeja Króla. Miał 66 lat, z czego 39 przeżył jako kapłan. Nigdy nie został proboszczem, przeszkodziła mu w tym choroba – stwardnienie rozsiane. – Zdrowie nie pozwalało mu na intensywne, pełne obowiązków życie wikariusza. Przeżywał to dotkliwie, ale spokojnie. Starał się we wszystkim widzieć palec Boży – mówił w homilii pogrzebowej ks. Krzysztof Bąk. – Kochał modlitwę różańcową, uwielbiał chwalić Boga Koronką do Bożego Miłosierdzia. Po wielokroć widzieliśmy go na adoracji Najświętszego Sakramentu. Ksiądz Andrzej był jedynakiem. Urodził się 3 lutego 1952 r. w Rybniku. Święcenia kapłańskie przyjął 12 kwietnia 1979 r. w katowickiej katedrze z rąk bp. Herberta Bednorza.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.