Ta kapliczka szczęścia nie miała. Nie oszczędzały jej zawieruchy wojenne, żywioły przyrody ani chuligańskie wybryki.
Gdy król Jan III Sobieski w 1683 roku zmierzał na odsiecz Wiednia, zatrzymał się z rycerzami także w Piekarach Śląskich. Tam 20 sierpnia, przed cudownym obrazem Matki Bożej, wziął udział w Mszy i prosił o zwycięstwo nad wojskami tureckimi. Tyle historia. Teraz legenda. Według niej maszerujący dalej monarcha miał trzykrotnie spojrzeć na Piekary, czego świadkami byli obozujący nieopodal rycerze. Może król nie zdążył jeszcze powiedzieć wszystkiego Maryi przed cudownym Jej wizerunkiem i swoją modlitwę kontynuował w dalszej drodze do Wiednia? Na pamiątkę tego wydarzenia na styku dwóch miast – Piekar i Bytomia, na niewysokim pagórku, mieszkańcy postawili drewnianą kapliczkę. Druga legenda związana z tym miejscem mówi, że kapliczkę dla Maryi ufundował czy tylko odnowił bogaty rzeźnik z Bytomia jako wotum za uzdrowienie (według innych wersji za wskrzeszenie) swojej jedynej córki.
Ksawery zerwał dach
Jak było naprawdę, nie dowiemy się. Faktem jest, że drewniana kapliczka po raz pierwszy została zaznaczona na mapie w 1827 roku. W 1905 roku Stefan Langer postawił w tym miejscu okazalszą, murowaną kaplicę w stylu neogotyckim według projektu bytomskiego budowniczego Karla Mainki. We wnętrzu znajdowały się m.in.ołtarz z wizerunkiem Maryi, tabernakulum, a także bogato zdobione lichtarze, okna zaś ozdobiono witrażami. Nad wysokimi drzwiami (dziś zamurowanymi) mieścił się napis w języku niemieckim wykonany w stylu neogotyckim (jeszcze możliwy do odczytania) o treści: „Erbaut Maria Hilf 1905”, co można przetłumaczyć: „Wybudowano dla Marii Wspomożenia, Pomocy”. Tutaj każdego roku w maju spotykali się okoliczni mieszkańcy na nabożeństwie majowym. Niestety, można powiedzieć, że sama kapliczka szczęścia nie miała. Ulegała dewastacjom w czasie dwóch wojen i powstań śląskich, zwłaszcza w trakcie trzeciego powstania, gdy w pobliskich dołach toczyły się zacięte walki. Około 1924 r. poważnego zniszczenia dokonał dynamit, którego użyto podczas budowy pobliskich torów kolejowych. Kapliczki nie oszczędziły szkody górnicze i nawet żywioły przyrody nie były dla niej życzliwe. Kilka lat temu szalejący orkan Ksawery zerwał część dachu.
Przez wiele lat „Maria Hilf” stała opuszczona i zaniedbana. Chuligańskie wybryki doprowadziły do całkowitego splądrowania wnętrza kaplicy. Wyposażenie zostało rozkradzione, witraże wytłuczone, a środek wypalony. Okoliczny teren, coraz szczelniej porastający zaroślami, zamienił się w dzikie wysypisko śmieci. Ponieważ, dla zabezpieczenia konstrukcji murów, wszystkie wnęki zostały zamurowane, wandale skupili swoje działania na elewacji kaplicy. Robili w niej wyłomy, malowali graffiti, zburzyli wieżyczkę i zniszczyli mechanizm dzwonu. Dopiero trzy lata temu, w 110. rocznicę budowy kapliczki, kilkoro studentów z Duszpasterstwa Akademickiego przypomniało sobie o niej. Pierwszą myślą było przywrócenie tradycji nabożeństw maryjnych. Kiedy jednak zobaczyli fatalny stan kapliczki, sterty śmieci i butelek po piwie wokół niej, postanowili najpierw, we własnym zakresie, posprzątać.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się