Zapytaj ojca, zapytaj matki... jak powstało Emaus w Koniakowie.
My zapytaliśmy ks. Jacka Stańca z Katowic, obecnego opiekuna tego domu rekolekcyjnego archidiecezji katowickiej, i wieloletnich gospodarzy Emaus: Annę i Mieczysława Hatalów z Rybnika-Boguszowic. Ci drudzy to już półgórale. W Koniakowie mieszkają prawie 18 lat. – Niedługo osiągniemy pełnoletniość – uśmiechają się.
Pani się nie martwi
Dlaczego taki ośrodek, centrum Domowego Kościoła Archidiecezji Katowickiej, powstał w Koniakowie, wsi należącej dziś do diecezji bielsko-żywieckiej? Całkiem możliwe, że palce maczał w tym sam ks. Franciszek Blachnicki, który właśnie w Koniakowie, ponad 60 lat temu, zorganizował jedne z pierwszych rekolekcji. Pewnego wieczoru w czasie ministranckiej Oazy Dzieci Bożych do ks. Franciszka podeszła kucharka, pani Kuśkowa z Rydułtów, mówiąc: „Księże, jutro na śniodani dlo chopców już nic nie bydzie. Ani chleba już ni ma!”. Na co on: „Dyć przed nami jeszcze cało noc, a wy się naprzód martwicie”.
Rzeczywiście, nie trzeba było się martwić. Rankiem górale sami od siebie przynieśli jedzenie dla chłopaków. – Emaus w Koniakowie to także dowód na świętość ks. Franciszka – uważają jego gospodarze. Budynek, znajdujący się naprzeciw kościoła św. Bartłomieja, w ręce archidiecezji trafił 24 marca 1998 r. Ta data to dzień urodzin charyzmatyczego założyciela Ruchu Światło–Życie. Miesiąc później, 20 kwietnia, ks. Józef Pawliczek (wtedy kan- clerz katowickiej kurii, dziś – już na emeryturze – wikariusz generalny archidiecezji lwowskiej) pobłogosławił Emaus. Od tego czasu dom nieustannie służy rodzinom. – Odważne statystyki mówią, że w ciągu tych lat swoje rekolekcje przeżyło tu ok. 30 tys. osób. Rozdano im 170 tys. Komunii św. – opowiada ks. Jacek Staniec. Przed nim opiekunami i stałymi mieszkańcami tego domu byli kolejno: ks. Jarosław Ogrodniczak oraz ks. Grzegorz Stencel. Kiedy właścicielem budynku stała się nasza archidiecezja, jego pierwszym opiekunem został ks. Teodor Suchoń. Emerytowany proboszcz z Rybnika-Chwałowic był wtedy diecezjalnym moderatorem Domowego Kościoła. To on do Koniakowa sprowadził Annę i Mieczysława. Wraz z ich przeprowadzką zaczęła się przebudowa budynku. – My tu mieszkali sami, a ks. Teodor cały czas był przy telefonie – opowiada pani Ania. – W tym miejscu, gdzie teraz siedzimy [a siedzimy w jadalni na dole – przyp. J.J.], było wszystko: jadalnia, pokój przyjęć, magazyn na worki z cementem. Dach był rozbierany, deszcze loły, zalewało nas tu dość porządnie, ale szło przeżyć. A potem my sie dowiedzieli, że górale rzykali w kościele, żebymy przed zimą zdążyli przykryć – dodaje.
Blask Zmartwychwstałego
W remont włączyli się i oazowicze. Niektórzy z nich pomagali fizycznie przy budowie, inni prace wspierali finansowo. Dziś budynek jednorazowo pomieści aż 65 osób. W pewnym momencie dzięki pomysłowi ks. Teodora Emaus w Koniakowie miało i... swojego konia o uroczym imieniu Wojtek.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się