Nowy numer 21/2023 Archiwum

Żory odnowią fortyfikacje

Fragment murów obronnych, od których bezsilnie odbił się sam polski król Kazimierz Wielki, zostanie zrewitalizowany. Miasto dostało na ten cel ponad 1,4 mln zł dotacji.

Czeski król Jan Luksemburski zaatakował wtedy polskiego sojusznika Bolka Świdnickiego. Polski król Kazimierz Wielki zrewanżował się uderzeniem na księstwo raciborsko-opawskie, którego władca, książę Mikołaj, był czeskim lennikiem. Ta wojna była częścią wielkiej rozgrywki militarno-dyplomatycznej w całej Europie Środkowej. Mieszkańcy naszej części Śląska byli jej ofiarami.

Kazimierz szybko zdobył i spalił Pszczynę i Rybnik, które murów nie miały. – Natomiast Żory wytrzymały trzytygodniowe oblężenie – mówi Tomasz Górecki z Muzeum Miejskiego w Żorach. – Księciu Mikołajowi wkrótce przyszedł z odsieczą pod Wodzisław król Czech Jan Luksemburski. Na wieść o tym wojska polsko-węgierskie, które oblegały Żory, wycofały się – dodaje.

Niespełna 90 lat później mury znów przydały się mieszczanom w czasie najazdów husyckich. Nie wiadomo, czy husyci w ogóle próbowali je zdobywać, czy też dali sobie z tym spokój, zadowalając się spustoszeniem okolicy.

– Największe oblężenie mury miejskie Żor wytrzymały w 1473 roku – mówi Tomasz Górecki. – Księstwem rybnickim, obejmującym też Żory i Pszczynę, rządził wtedy Wacław, któremu Jan Długosz w swojej kronice nadał przydomek „Głuptawy”. Najeżdżał on sąsiadów, gwałcił kobiety, palił wioski. W końcu jego sąsiedzi skrzyknęli się i z posiłkami, które przysłał im pretendent do korony czeskiej król Węgier Maciej Korwin, oblegli Wacława. Żory broniły się przez kilka miesięcy. Oblegającym nie udało się ich zdobyć, mimo że używano już wtedy wczesnej, średniowiecznej artylerii – relacjonuje.

Vivat chlywiki

Z czasem sztuka wojenna zmieniła się i mury przestały być potrzebne. Po pożarze w 1807 roku mieszczanie zaczęli je rozbierać i wznosić z nich domy.

Aż 435 metrów muru (z 1200 metrów) zachowało się jednak do dziś. Przetrwały najczęściej w tych miejscach, gdzie mieszkańcy Żor dobudowali do muru „chlywiki” – dzięki temu mieli do postawienia o jedną ścianę mniej... Dzisiaj chlywików już nie ma, ale w tych samych miejscach do muru przylegają garaże. Nawet probostwo żorskiej parafii świętych Filipa i Jakuba zostało wzniesione w tej „technice” – jedna z jego ścian to obronny mur miejski.

W najlepiej zachowanych miejscach ten mur ma dzisiaj 6 metrów wysokości. Wiadomo jednak, że w średniowieczu był wyższy. Jego szczyty być może były najeżone blankami, przypominającymi groźne zęby. A jeśli ich nie było, to musiały być przynajmniej drewniane pomosty, z których uzbrojeni rzemieślnicy odpierali szturmy napastników.

Tomasz Górecki przypuszcza, że w Żorach były blanki, bo jak wynika ze starych rycin, bardzo podobny, ceglany mur Gliwic był w nie zaopatrzony. Pewności jednak nie ma, więc teraz, w czasie renowacji, szczyt muru pozostanie gładki. – Skoro nie wiemy, jak to wyglądało, to nie warto tworzyć jakiegoś Disneylandu – komentuje.

Prace przy fragmencie murów między ulicami Ogrodową i Bramkową w Żorach pochłoną blisko 2,5 mln zł. Z tego ponad 1,4 mln zł będzie dotacjami z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego i z budżetu państwa.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy

Quantcast