O sprawie poinformował Zarząd Krajowy Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy. Dyrekcja zaprzecza.
Związek powołuje się na alarmistyczny list lekarzy z tego ogromnego szpitala. Twierdzą oni, że tak ekstremalnie niskiej liczby dyżurnych lekarzy, jak w szpitalu psychiatrycznym w Rybniku, nie ma w żadnym innym szpitalu - na jednego lekarza dyżurnego przypada prawie 500 pacjentów.
Związkowcy wytykają też dyrekcji szpitala ograniczenie zatrudnienia ratowników medycznych. Zwracają uwagę, że są oni wyspecjalizowani nie tylko w procedurach ratunkowych, ale też wyszkoleni do bezpiecznego przeprowadzania procedury unieruchamiania pacjenta. Zabezpieczają więc pacjentów i personel w trakcie licznych i nagłych sytuacji kryzysowych. Ograniczenie ich zatrudnienia "stwarza to realne niebezpieczeństwo tak dla chorych, jak i personelu medycznego" - jak czytamy na stronie OZZL.
Czytamy tam także: "Lekarze ostrzegają, że brak odpowiedniej reakcji dyrekcji szpitala w najbliższym czasie spowoduje, że zostaną oni zmuszeni do złożenia wypowiedzeń z pracy, bo dalsza praca w takich warunkach stanowi zagrożenie dla nich i dla ich pacjentów".
Dyrekcja szpitala odpowiada, że wyliczenia związkowców o prawie 500 pacjentów na jednego dyżurującego lekarza są nieprawdziwe. "W 2017 roku średnio obłożonych było 809 łóżek. W Szpitalu codziennie dyżur pełni trzech lekarzy" - informuje.
Dyrekcja zwraca też uwagę, że w województwie są inne placówki, których obsada gwarantuje zaledwie jednego lekarza na 600 pacjentów. "Generalnie służba zdrowia boryka się z problemem braku specjalistów, także psychiatrów. (...) Chwilowe i ewentualne braki w zatrudnieniu lekarzy wynikają z absencji chorobowych, macierzyńskich, rodzicielskich lub wychowawczych, na które Szpital nie ma żadnego wpływu" - czytamy w rozesłanym do dziennikarzy komunikacie.
Szpital informuje, że dyrektor już spotkał się z lekarzami, którzy zagrozili odejściem z pracy, i liczy na osiągnięcie z nimi porozumienia. Kolejne spotkanie z nimi ma się odbyć w drugim tygodniu marca.