Czyli pod płaszczem Maryi.
Znajoma luteranka zapytała mnie kiedyś pół żartem, pół serio: - Wiela to wy właściwie mocie tych Maryjek? Czynstochowsko, Fatimsko, z Guadalupe, Łostrobramsko…
Nie pamiętam już co wtedy dokładnie odpowiedziałem. Teraz, po latach, przypomniałem sobie o tym pytaniu w czasie lektury książki „Cuda Lourdes. Uzdrowienie przez Maryję”, bo za zakładkę służy mi obrazek z… Matką Boską Bogucką.
Spoglądam na okładkę, zerkam na zakładkę, a w myślach pojawia się jeszcze inna Maryja, biblijna. Choć też nie do końca, bo o twarzy aktorki Alissy Jung, która zagrała tytułową rolę w wyreżyserowanym przez Giacomo Campiottiego filmie „Maryja z Nazaretu”. Ilekroć czytam Nowy Testament, widzę właśnie ją.
- No to która jest właściwa? Prawdziwa? – zdaje się teraz pytać znajoma luteranka. Ale czy takie pytanie ma w ogóle sens?
Bo przecież każda z Nich jest po coś. Ta filmowa dla lepszej konkretyzacji dzieła literackiego, jeśli tak można określić lekturę Biblii (Państwo wybaczą, właśnie odezwał się we mnie literaturoznawca J). Ta z Lourdes, Fatimy, czy Guadalupe, by przypominać o pięknie i ogromie naszej planety. Ileż to krain, kultur, egzotycznych tradycji i innych cudów czeka na nas jeszcze na tym świecie… A ta z Bogucic? Ta najbliższa, Matką Katowic zwana?
Im dłużej się nad Nią zastanawiam, tym bardziej widzę jak zmienił się mój sposób Jej postrzegania. Lata temu (za bajtla), Matka Bosko Bogucicko była mi swoistą patronką wczesnego dzieciństwa. Niezliczone imprezy rodzinne, święta, prezenty, kołocze z makiym babki Agniyszki i inne słodycze, na Śląsku maszkytami zwane… Wszystko to, co dziś wspominam z sporym wzruszeniem, odbywało się na swój sposób pod płaszczem Maryi z Bogucic, bo też niemal zawsze obowiązkowym punktem programu była Msza święta przed Jej cudownym obrazem w kościele św. Szczepana.
Dziś jest inaczej. W Bogucicach nikt z rodziny już nie mieszka, więc pojawiam się tam zazwyczaj raz w roku. Na Wszystkich Świętych. Ida na cmyntorz poświycić dziadkóm i ujkowi.
Nostalgia, refleksja, zaduma – to one teraz dominują, co nie znaczy, że z Maryi z Bogucic zrobiła się nagle Śmiertka, czy jakaś Cmentarna Pani. Pocieszenie, uspokojenie, ukojenie, „duchowe dychnięcie” – po to teraz do Niej przychodzę. A co do radości z dzieciństwa, to ona nadal jest. Częściowo we wspomnieniach, a częściowo w radościach nowych (i z nowych), najmłodszych członków rodziny.
Sztafeta pokoleń. Mistyka rodzinności…
*
Mieliśmy dla Państwa egzemplarz książki „Cuda Lourdes. Uzdrowienie przez Maryję” autorstwa Patricka Theilliera, ufundowany przez wydawnictwo Esprit. A konkurs wygrała internautka, która napisała m.in. tak: "najpiękniejszy wizerunek Matki Bożej to Ten, który noszę w sercu, który widzę, mimo zamkniętych oczu, który czuję poprzez odczuwanie ciepła otulenia, kiedy powierzam Jej swoje troski i radości, która wznosi moje prośby do Boga". Z laureatką skontaktowaliśmy się już drogą mailową.
***
Felieton z cyklu Okiem regionalisty