– Nie jesteśmy tylko od przekazywania informacji. Nasze audycje pokazują, że sprawy duchowe są naturalnie wplecione w rytm dnia chrześcijanina – mówią dziennikarze Radia eM, rozgłośni archidiecezji katowickiej.
W newsroomie ruch. Agnieszka biegnie z mikrofonem na komendę policji, Marta zbiera notatki i wychodzi czytać wiadomości, Mateusz z Marcinem szukają w sieci kolejnych tematów, a Sylwek… musi ogarnąć cały ten ruch. – Staramy się być wszędzie tam, gdzie coś się dzieje – podkreśla Sylwester Strzałkowski, szef newsroomu Radia eM. – Zwykle o siódmej rano dzielimy się robotą. Dobrze, że ktoś wymyślił połączenie konferencyjne w telefonie – to bardzo ułatwia sprawę. Zdzwaniamy się w dziesiątkę, potem trzy, cztery osoby pracują w terenie. Wczesnym popołudniem reporterzy wpadają do redakcji i błyskawicznie montują materiał do „eMisji specjalnej” – naszego popołudniowego pasma. Zawsze są wtedy pytania: „Co bierzesz pierwsze? Co drugie?”. Pośpiech nieustannie towarzyszy pracy radiowca, do tego zwykle zdarzają się nieoczekiwane sytuacje. Kiedyś zawiesił mi się komputer podczas czytania wiadomości. Ponieważ był to już któryś serwis w ciągu dnia, powiedziałem cały z pamięci. Był może trochę krótszy, ale dałem radę – śmieje się Sylwek.
Jak dobrzy znajomi
Tej gonitwy na szczęście nie słychać po drugiej stronie głośnika. – Jesteśmy odbierani jako radio życzliwe ludziom – twierdzi szef newsroomu. – Może dlatego, że nie szukamy sensacji za wszelką cenę, jak niektóre rozgłośnie hołdujące zasadzie, że „nic tak nie ożywia serwisu jak trup”. Staramy się, żeby duch antenowy był u nas inny. Wszystko ma tu znaczenie: muzyka, hierarchia wiadomości, sposób, w jaki się odzywamy. Ludzie to doceniają, mamy wiernych słuchaczy. Niektórzy piszą e-maile o tym, że słuchają nas przez cały dzień.
– Najbardziej zależy nam na skróceniu dystansu, zbudowaniu więzi, relacji ze słuchaczem – mówi Dominika Szczawińska-Ziemba, szefowa działu publicystyki. – Mamy sygnały, że to się udaje. Są tacy, którzy trafiają na nas przez przypadek, odkrywają dobrą muzykę, wyważone informacje i… nagle następuje taki przeskok, bo zaczynają całkowicie identyfikować się z radiem. Kiedy w lecie prowadziliśmy studio plenerowe, ludzie traktowali nas jak dobrych znajomych. Niedawno, po audycji o uchodźcach, dostałam esemesa od słuchacza: „Po raz pierwszy się z panią nie zgodziłem”. To jest właśnie ten wyższy stopień identyfikacji.
Jeszcze więcej powiedział na ten temat dzień otwarty Radia eM, na który przyszło około dwóch tysięcy osób. – Ludzie stali w kolejce nawet dwie godziny, żeby móc zwiedzić radio – opowiada Sylwester Strzałkowski.
Informacja i formacja
Dzień na antenie zaczyna się od informacji o patronie dnia albo o tym, jaka przypada uroczystość. Bo Radio eM to katolicka rozgłośnia. Odbierana jest na częstotliwości 107,6 FM – nie tylko w województwie śląskim, ale także w sporej części województw małopolskiego i opolskiego. Ba, jego sygnał dociera nawet pod Zakopane, do Czech i na Słowację. Oczywiście radia można też słuchać w internecie, na stronie www.radioem.pl. – Założenie jest takie, żeby myśleć globalnie i działać lokalnie – mówi ks. Rafał Skitek, redaktor naczelny rozgłośni. – Jesteśmy blisko spraw regionu, ale jeśli w świecie dzieje się coś ważnego, coś, co ma wpływ na nasze życie, też to komentujemy.
Co wyróżnia Radio eM spośród innych stacji? – Na pewno troska o ducha słuchaczy – twierdzi ks. Rafał. – Nie jesteśmy tylko od przekazywania informacji. Nasze audycje, takie jak „Święci z nieba ściągnięci” czy komentarze do Ewangelii, pokazują, że sprawy duchowe są naturalnie wplecione w rytm dnia chrześcijanina. Zależy nam na tym, żeby przekazać to w nowoczesnej, zgrabnej formie, z dobrą muzyką.
– W ciągu dnia tematyka religijna jest głównie kontekstem dla innych spraw, np. politycznych czy psychologicznych – mówi Dominika Szczawińska. – Wieczorami audycje są bardziej sprofilowane tematycznie, bo słuchacze mają różne potrzeby. Dlatego znajdą tam programy dotyczące misji, wspólnot, życia duchowego. Jedne mają charakter bardziej intelektualny, inne stricte religijny, ale marzy mi się, żeby były interesujące dla wszystkich.
Półka interaktywna
Różnorodność słuchaczy jest też brana pod uwagę w audycjach muzycznych, które pojawiają się w radiu o 21.00 pod wspólnym hasłem „Muzyka przez duże eM”. W każdy dzień tygodnia można tu posłuchać czegoś innego – od jazzu i bluesa, przez różne odcienie muzyki chrześcijańskiej, aż po poezję śpiewaną. A już zupełnym fenomenem w tym gronie jest czwartkowa audycja Grzegorza Bociańskiego i Marcina Jakimowicza „Z górnej półki”, gdzie muzyka chrześcijan miesza się z tą, wydawałoby się, całkowicie świecką. – Dawno temu oglądałem serial „Przystanek Alaska”, w którym pojawiał się wątek audycji radiowej „Chris o poranku” – opowiada Marcin Jakimowicz, na co dzień dziennikarz GN. – Zawsze fascynowało mnie to, że Chris puszczał muzykę, którą kochał, niesformatowaną do jednego gatunku. U nas jest podobnie. Możemy puścić Hillsong United i niemaGOtu obok Brygady Kryzys czy Tiltu. A nawet chrzcimy świecką muzykę, bo kiedy np. puszczamy „Runął już ostatni mur” Tiltu, to mówimy o tym, że Chrystus przez swoją śmierć i zmartwychwstanie zburzył mury grzechu. Zawsze zaczynamy audycję od piosenki, która jest takim „antywirusem”; w której oddaje się chwałę Panu Bogu. Nieraz też, kiedy umierał jakiś znany muzyk, zachęcaliśmy na antenie do modlitwy za niego, w którą potem włączali się słuchacze.
Ewenementem jest też fakt, że wokół audycji zawiązała się nie tylko grupa fanów, ale wspólnota, która jeździ razem na rekolekcje, modli się za siebie nawzajem. Takiego stopnia interaktywności nie wymarzyli sobie nawet sami prowadzący.
Bez „Despacito”
Marek Piechniczek, szef anteny, twierdzi, że muzyka w ogóle jest wyróżnikiem eMki: – Często słyszę od naszych odbiorców, że fajne jest to połączenie muzyki świeckiej z ewangelicznym przekazem audycji. Choć oczywiście muzyka stricte chrześcijańska też się u nas pojawia. Nasz profil muzyczny, o który dba Darek Żbikowski, to przede wszystkim ambitniejsza muzyka popowo-rockowa. Zależy nam na tym, żeby jej przekaz był spójny z wyznawanymi przez nas wartościami, dlatego „Despacito” raczej się u nas nie pojawiało, nawet w okresie letnim, gdy było u szczytu popularności. Mieliśmy za to listę wakacyjnych przebojów.
Marek jest związany z diecezjalną rozgłośnią od 21 lat, czyli od czasu, gdy występowała jeszcze pod szyldem Radio Arka. – Z założenia miało to być radio regionalne, muzyczne, z elementami religijnymi – opowiada. – Chcieliśmy dotrzeć z Ewangelią także do tych, którzy są daleko od Kościoła. Zasiać ziarno u tych, którzy trafią na nas przypadkowo. To się w sumie nie zmieniło.
– Badania pokazują, że największą grupę naszych słuchaczy stanowią ludzie między 30. a 50. rokiem życia, z reguły wykształceni, pracujący – mówi ks. Rafał Skitek. – Rzeczywiście, niektórzy odkrywają radio przez przypadek, jednak najczęściej są to ludzie wierzący, praktykujący. Czasem ktoś zachwyci się muzyką, innych przyciągają komentarze do Ewangelii, dlatego staramy się, by oferta była bogata.
Dla ludzi i z ludźmi
Wyzwania? – Współpraca z innymi stacjami katolickimi, podzielenie się chociażby audycjami roratnimi, bo przecież to u nas powstaje piosenka śpiewana w całej Polsce i teledysk do niej – mówi redaktor naczelny. – A przede wszystkim jeszcze odważniejsze wyjście do ludzi. Dzień otwarty, studio plenerowe i wrześniowy koncert „Muzyka przez duże eM” pokazały, że tkwi tu ogromny potencjał – komentuje ks. Rafał. – Słuchacze mają poczucie, że to radio jest dla nich, że oni je współtworzą. Dlatego chcemy z nimi organizować kolejne akcje, np. rajdy rowerowe czy wyjścia w góry.
Jak to się dzieje, że wokół radia udaje się wytworzyć wręcz rodzinną atmosferę? Dziennikarze twierdzą, że to odbicie dobrych relacji między nimi. – Tu nie ma wyścigu szczurów, niezdrowej konkurencji, tylko wzajemne zaufanie i sympatia – podkreśla Justyna Stolfik-Binda, serwisant i reporter.
– Czasem pojawia się pokusa podkręcenia informacji, pompowania tego balonika – przyznaje ks. Rafał Skitek. – Dlatego przestrzegam dziennikarzy przed sformułowaniami typu „dziś będzie gorąco w sejmiku” albo przed kliszami o „protestach w obronie demokracji”.
– Nasi słuchacze od razu donoszą nam, że coś zrobiliśmy nie tak – uśmiecha się Dominika Szczawińska. – Uwielbiają dopieścić i tysiąc razy podziękować, ale czasem też się denerwują. I dobrze, bo to znaczy, że czują się za to radio odpowiedzialni. •
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się