Lektura uzupełniająca na nadchodzący Wielki Post.
Ciekawa sprawa. Ilekroć idę ulicą Mariacką w Katowicach, w myślach od razu pojawia się wiersz Adriany Szymańskiej „Madrygał śląski”. I tak od lat.
„Idę przez to miasto wczesnym popołudniem / stycznia i patrzę w chmury w prześwitach ulic: / coraz wyższe i rzadsze, aż promienność słońca błyska złotym mieczem nad dachami. / Kościół Mariacki uchodzi w niebo / wieżą dostojną i smukłą, a moje kulawe pacierze / nabierają lotności gołębi”.
Potem jest jeszcze mowa o Staromiejskiej, Pomniku Powstańców, katedrze Chrystusa Króla, czy Placu Europy. Inspirując się tym utworem, z pół Katowic można by przewędrować. Miasta, po którym prowadzą poetkę nie muzy, a barwy i głos Wszechświata. Miasta, w którym jeden z gmachów został „wniesiony niechybnie przez Anioły”. Miasta, w którym jesteśmy w stanie dotknąć Sacrum. „Czegoś Jeszcze Większego” – jak pisze poetka.
Katowice rzecz jasna nie są Krakowem i pewnie mało kto nazwałby je miastem poezji. Mają jednak także swoje bardziej wzniosłe, uduchowione (poetyckie właśnie) oblicze.
Jednym z tych, którzy potrafili je dostrzec, był chociażby Wilhelm Szewczyk, o którym ostatnio znowu zrobiło się głośno (wojewoda śląski zmienił nazwy wielu ulic w regionie, które miały propagować ustrój komunistyczny. Wśród nich znalazł się także katowicki plac Szewczyka).
Nie bardzo mam ochotę grzebać w biografii „Wilusia”. Zdecydowanie bardziej wolę grzebać w jego powieściach, felietonach i wierszach, bo sporo o nas, Ślązakach, mówią (np. kapitalna książka „Od wiosny do jesieni”, o której już kiedyś wspominałem tutaj). Ostatnio sięgnąłem po jego poezje i… znowu mnie zaskoczył i zachwycił.
Szewczyk także pisał o wspomnianej na początku ulicy Mariackiej. W wierszu „Kościół N.M. Panny w Katowicach”, który zadedykował pamięci (dziś błogosławionego) księdza Emila Szramka, zauważał: „Samochody lękają się tu podejść, / kościół jak cudowny namiot – / święci z figur srebrną czeszą brodę / a potem ręce swe łamią (…) Maria Panna czasem wyjdzie w południe, / kiedy niebo jest jak łza i schludne / a dym poszedł na hałdy schnąć”.
To nie jedyne, religijne akcenty w jego twórczości poetyckiej. Był przecież cały cykl sonetów znanych jako „Pasje strasburskie”, w których poeta zestawiał mękę Chrystusa z cierpieniami ludzi w czasie II wojny światowej. To wstrząsające, a jednocześnie niezwykle piękne, ekspresyjne utwory, w których znane nam z Biblii wydarzenia opisywane są m.in. w taki sposób:
„Łotr z lewej strony rzęził, pluł ku tobie, ryczał / (taki ryk w naszej piersi rósł przez wieki długie). / Jak węże ci się u nóg wiły krwawe smugi / lecz Jan je usty ścierał, łzy mając na licach”. „Czarne kruki golgockie na krzyż siadły i kraczą, / ale je anioł smutny złotym prętem zgania”.
Niebawem, bo już 14 lutego, rozpoczniemy okres Wielkiego Postu. Myślę, że ze spokojnym sumieniem mogę Państwu polecić „Pasje strasburskie”, jako wielkopostną, poetycką lekturę uzupełniającą. Naprawdę warto.
P.S.
Większość utworów składających się na „Pasje strasburskie” przeczytałem w książce Wilhelma Szewczyka „Posągi”. Ale były jeszcze trzy wiersze z tego cyklu, które opublikowano dopiero po śmierci poety. Te „brakujące”, istniejące wcześniej wyłącznie w rękopisie sonety, znaleźć można w miesięczniku „Śląsk” (nr 1 z 2001 roku). Pismo jest dostępne on-line w Śląskiej Bibliotece Cyfrowej. Wystarczy kliknąć tutaj
*
Felieton z cyklu Okiem regionalisty