Nowy numer 23/2023 Archiwum

W brzuchu mamy się udało

– Ten Adwent jest dla nas wyjątkowy. Pokrywa się z oczekiwaniem na narodziny naszej Zosi. Planowany termin porodu to 24 grudnia – uśmiecha się Jarek, głowa rodziny. O takim Adwencie Agnieszka i Jarek Domańscy z Siemianowic Śl. marzyli od 10 lat.

Spotykamy się nieco ponad tydzień przed planowanym porodem. W kuchni zapakowane dwie torby – dla mamy i dla maluszka. Na stole – wieniec adwentowy. Obok kolorowy pokój uśmiechniętej Madzi, która niecierpliwie czeka na siostrę. Najwidoczniej pogaduszki przez brzuch mamy już jej nie wystarczają. – Co mówisz Zosi? – pytam. – Żeby „kopła” mamę – uśmiecha się rezolutna prawie 6-latka. To między innymi Madzia wymodliła sobie rodzeństwo. – Pomodliła się konkretnie, że chce mieć siostrę, i na tym skończyła – stwierdza jej mama. – Teraz chce mieć w domu schody. I modli się o schody – dodaje Jarek.

Chłopa posłucham

Dzidziuś, który niebawem się narodzi, począł się 10 lat po ślubie Agnieszki i Jarka. Wcześniej, na 7. rocznicę ślubu, w ich życiu pojawiła się Madzia. – Nie odwlekaliśmy decyzji o tym, żeby mieć dzieci, no ale jakoś tak nie wychodziło… Przeżywaliśmy właściwie to, co większość par, które się starają, a tu nic. Najtrudniej było zawsze przed Bożym Narodzeniem – mówi Agnieszka.

– Przez kilka lat leczyliśmy się metodą naprotechnologii. Lekarz powiedział nam, że właściwie nie wie, dlaczego nie mamy dzieci, bo według wyników mogło dojść do poczęcia. W końcu poszliśmy na kurs adopcyjny i w 7. rocznicę ślubu dowiedzieliśmy się, że jest Magda – opowiada dalej. – Miała wtedy 2 latka. Tak się śmiejemy, że po leczeniu naprotechnologią dostaliśmy Madzię. Potem podjęliśmy decyzję o drugim dziecku i znowu próbowaliśmy adopcji, ale trochę się skomplikowało, adopcja się nie udała. – Ale za to w brzuchu się udało… – kończy za mamę uśmiechnięta Madzia. – Na wiosnę stwierdziliśmy, że może jeszcze spróbujemy się podleczyć. Pojechaliśmy do lekarza tylko raz, zlecił nam badania, po czym okazało się, że nie musimy ich robić, bo Agnieszka zaszła w ciążę – opowiada Jarek. A Agnieszka dodaje, że ich dziecko poczęło się nie tylko dzięki naprotechnologii, ale też za sprawą modlitwy. – Pracuję w przedszkolu i w wakacje, kiedy mam więcej czasu, modliłam się Nowenną Pompejańską. Ale zawsze za kogoś – wspomina. – Kiedyś w przedszkolu jedna z mam opowiedziała mi o małżeństwie, które bardzo długo czekało na dzieciątko. Udało im się właśnie po tej nowennie. „No dobra, spróbuję” – stwierdziłam – ale muszę przyznać, że nie do końca wierzyłam, że i nam się uda. Pomodliłam się nowenną w wakacje zeszłego roku i dostałam pokój serca; będzie, co będzie... Wspomniana mama z przedszkola dodała też, że dobrze by było, jakby w intencji dziecka małżonkowie nowenną modlili się wspólnie. – Byłem przeciwny, bo wydawało mi się, że odmawiając trzy Różańce dziennie, traci się na jakości tej modlitwy – przyznaje Jarek. Zmienił zdanie, kiedy pojechał na rekolekcje dla szafarzy. Tam właśnie o Nowennie Pompejańskiej mówił szafarzom pewien ksiądz. – Pomyślałem: „Kurczę, jak już chłop o tym gada, to spróbuję”. To było w zeszłym roku, zacząłem 1 listopada, skończyłem 24 grudnia. A modliłem się właściwie tak zachowawczo, nie o potomstwo, tylko w naszej intencji. Nie ma przypadków, prawda? Planowany termin porodu to właśnie 24 grudnia – mówi Jarek. To on wybrał imię dla dziecka. Od zawsze chciał mieć Zosię, a Agnieszka zawsze chciała mieć Magdę. Dziwnym trafem właśnie tak na imię ma ich adoptowana córka.

Kłótnia z Bogiem

Jak zmieniło się ich życie, kiedy pojawiła się w nim Magda? – Zaczęło być wesoło – uśmiecha się jej mama. – Ja bym powiedział, że zdecydowanie nabrało sensu – dodaje Jarek. – Nam już we dwójkę zaczęło być wygodnie. Był smutek, była tęsknota, ale było też wygodnie. Dwie osoby, żadnych większych zobowiązań.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy

Quantcast