Jest 3 grudnia 1942 roku. Do dramatu dochodzi po północy w katowickim więzieniu przy ul. Mikołowskiej. „Oddaję pana w ręce kata” – padają słowa. Ostrze gilotyny opada.
Tak ginie ks. Jan Macha – rodem z Chorzowa Starego. W chwili śmierci ma zaledwie 28 lat. Za sobą trzy lata kapłaństwa. Niby niewiele, ale w obliczu zbliżającej się śmierci pisze tak: „Żyłem krótko, ale uważam, że cel swój osiągnąłem. (...) Bez jednego drzewa las lasem zostanie, bez jednej jaskółki wiosna też zawita, a bez jednego człowieka świat się nie zawali”. To były słowa skierowane do rodziców i rodzeństwa. Przejmujące, dojrzałe, mocne!
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.