Czyli princesa Leia leci do dom na pokłodzie swojigo kosmoszifu.
9 czerwca wystartuje kolejna, tym razem dwudziesta już edycja Festiwalu Filmów Kultowych. Impreza jednoznacznie kojarzona z Katowicami, w tym roku odbędzie się jednak w… Gdańsku.
Kilka miesięcy temu lokalne media szeroko rozpisywały się o okolicznościach przenosin festiwalu, więc nie widzę większego sensu, by streszczać tu i prezentować stanowiska zarówno organizatorów, jak i miasta Katowice. Jest mi natomiast strasznie przykro, że tak fajna (i kultowa już!) impreza opuściła region.
Silesia Film, Uniwersytet Śląski, teatr Korez, kina Rialto, Kosmos, Światowid… - to tylko niektóre z podmiotów zaangażowanych przez lata w to wielkie święto kina, a może przede wszystkim święto kinfilów i kinomaniaków, którzy swoje ukochane filmy znają niemal na pamięć. Wszak oglądali je już dziesiątki razy i wciąż im się nie znudziły.
Ceniłem katowicki Festiwal Filmów Kultowych także dlatego, że kapitalnie zmieniał wizerunek miasta, regionu i jego mieszkańców. Nagle okazywało się, że Ślązacy to nie tylko górnicy mieszkający w familokach - jak się nas często postrzega i prezentuje w mediach - ale także mający fioła na punkcie kina młodzi, dobrze wykształceni ludzie (w wystawionym jakiś czas temu w Teatrze Śląskim spektaklu „Wujek.81. Czarna ballada” jego reżyser, Robert Talarczyk, tak właśnie ukazał grupkę głównych bohaterów: jako rozkochanych w „Gwiezdnych Wojnach”, „Godzilli” i komiksach).
To także jest Śląsk. I czasem myślę, że właśnie taki (gwiezdno-wojenny, popkulturowy) Śląsk, jest mi znacznie bliższy, niż ten tradycyjny (skarbnikowo-utopcowo-krupniokowy). W każdym razie, częściej miałem okazję w życiu godać z inkszymi ludziami ło bohatyrach z „Gwiezdnych Wojyn”, niż o perypetiach śląskich książąt, stworoczków, czy Eliasza i Pistulki.
My, Ślązacy, naprawdę nie żyjemy w skansenie. Dlatego bardziej cieszę się z takich inicjatyw, które łączą śląskość z czymś bardziej współczesnym, a nie tylko przypominają i kultywują dawne, śląskie tradycje. Brawa więc dla Grzegorza Kulika, który swego czasu opowiedział nam o tym, jak "princesa Leia leci do dom na pokłodzie swojigo kosmoszifu" (przetłumaczył na śląski „Gwiezdne Wojny”), a teraz prowadzi na Youtube’ie kanał „Chwila Z Gŏdkōm” , gdzie uczy śląskiego. Brawa także dla Marcina Melona i Jacka Siegmunda, którzy w przystępnej, dowcipnej, komiksowej formie zastanawiają się nad tym, co by pedzioł Szekspir, czyli przybliżają na Facebooku zawiłości języka angielskiego i śląskiego.
I tylko Festiwalu Filmów Kultowych żal… Ale kto wie. Może kiedyś impreza ta powróci do Katowic, a nam będzie dane ponownie zobaczyć na którymś z pokazów „Gwiezdne Wojny”. Najlepiej te... tureckie. Uznawane za jeden z najgorszych filmów świata, ale także (a jakże!) kultowe :)
*
Felieton z cyklu Okiem regionalisty