– W jednym momencie zawalił mi się świat. Musiałem wszystko na nowo sobie poukładać – mówi Jacek. Rok temu zachorował na stwardnienie rozsiane.
To tak paskudne choróbsko, że jak człowieka dorwie, to trudno się pozbierać. Nie wraca się już do tej pierwotnej sprawności – tłumaczy. – Przez pół roku poruszałem się na wózku inwalidzkim. Rehabilitacja była bardzo wskazana. Nie mogę powiedzieć, że w siemianowickim ośrodku rehabilitacyjno-terapeutycznym „Wichrowe Wzgórze” postawili mnie na nogi. Była to wspólna praca szpitala, ośrodka i moja własna. Ale jak widać, wstałem z wózka, chodzę i całkiem nieźle sobie radzę – mówi z uśmiechem. – Sama rehabilitacja nie jest celem. Bo to nie może być sztuka dla sztuki. Musi być jakiś cel. Powiedziałem sobie, że chcę wrócić do pracy. I udało mi się. W ciągu roku część czasu przeznaczam na rehabilitację, by potem znów wrócić do pracy. Dzięki Bogu nie pracuję fizycznie. Tego mój organizm by już nie wytrzymał – dodaje.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.