Jak palić w piecu, żeby nie truć sąsiadów i zaoszczędzić? Mieszkańców Mikołowa uczą tego strażnicy miejscy i strażacy z OSP.
Przeprowadzili pokazy pod aż dziewięcioma kościołami. Zapalili ogień w dwóch bliźniaczych piecykach. Wrzucili do nich taką samą ilość węgla i drewna. Zostawili nawet identyczne szpary dla dopływu powietrza. Różnica była jedna: do pierwszego pieca włożyli podpałkę tradycyjnie, od dołu, a w drugim – ułożyli ją na górze, na węglu. Odpalanie i... oba piecyki podobnie zadymiły. Przez następne dwie minuty widzowie mogli czuć się rozczarowani, bo nie było widać większej różnicy. W minucie trzeciej jednak piecyk, w którym ogień został rozpalony od góry... prawie przestał dymić. Po jeszcze dłuższej chwili różnica stała się bardzo wyraźna. Z pieca rozpalonego od dołu buchał gęsty, czarny dym, a z tego, w którym zachodziło „spalanie górne” – delikatny, ledwie dostrzegalny dymek. Niektórzy z widzów sądzili, że w tym drugim piecu po prostu zgasł ogień. – Na życzenie pewnej pani w dzielnicy Reta w czasie pokazu trzy razy otwieraliśmy piecyk, bo nie dowierzała, że węgiel już się pali... Została do końca i zobaczyła, że po pół godzinie z obu piecyków wyciągamy żar – wspomina Bogusław Łuczyk, komendant Straży Miejskiej w Mikołowie. – W czasie pokazów zawsze podchodził też ktoś z mieszkańców i mówił, że też pali od góry już od pięciu albo trzech lat. I dodawał: „Do palenia od dołu już nie wrócę, bo w ciągu zimy spalam o tonę albo o dwie tony mniej” – mówi.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.